Terroryzm wydaje się zjawiskiem odwiecznym, a jednak bezustannie się zmienia. Niżej podpisany przed blisko 40 laty opublikował historię terroryzmu, a przed trzema tygodniami miał okazję napisać nową przedmowę do kolejnego wydania. Kiedy moja książka ukazała się po raz pierwszy, literatura naukowa na temat terroryzmu praktycznie nie istniała, jeśli nie liczyć kilku pozycji traktujących o IRA lub anarchistach. Nie było też poświęconych temu zjawisku konferencji, żadna uczelnia nie prowadziła zajęć na temat przemocy politycznej. W latach 70. akty terrorystyczne zdarzały się w Europie i Ameryce Łacińskiej, dochodziło do nich również na Bliskim Wschodzie, przede wszystkim w kontekście konfliktu izraelsko-arabskiego. Był on natomiast nieznany w Związku Sowieckim.
Tamte ugrupowania są dzisiaj zapomniane. W Europie baskijska ETA zadeklarowała rozbrojenie w listopadzie 2012 roku jako bodaj ostatnia. Młodzi muzułmanie, którym zdarzało się atakować różne cele w Europie, w zdecydowanej większości przenieśli się do Syrii. Ameryka Łacińska doświadcza wielu nieszczęść, ale trudno zaliczyć do nich terroryzm: kto pamięta jeszcze urugwajskich Tupamaros czy Świetlisty Szlak działający w Peru? Nawet w Kolumbii, która ma długie tradycje przemocy politycznej, FARC podjął ostatecznie negocjacje z rządem.
W ostatnich dziesięcioleciach terroryzm szerzył się w świecie muzułmańskim i niełatwo wskazać na ugrupowania poza jego granicami; za najbardziej znaczący wyjątek uznać wypada indyjskich maoistów. Przed 11 września o Al-Kaidzie słyszało jedynie wąskie grono ekspertów: dziś „historyczna" Al-Kaida jest w rozsypce, głośno za to o jej ideowych spadkobierczyniach – czynnej przede wszystkim w Jemenie AQAP, północnoafrykańskiej AQIM i kilku innych.
Przyszedł też czas na zrewidowanie kilku teorii dotyczących natury terroryzmu. Zwykło się uważać, że rozwija się on przede wszystkim w przypadkach interwencji zbrojnych podjętych przez obce mocarstwa. Do takiej interwencji nie doszło jednak ani w Pakistanie, ani w Syrii – a mimo to są to dwa kraje, w których, jak wynika z opublikowanego właśnie dorocznego raportu Departamentu Stanu USA, doszło do największej liczby zamachów. Inna teoria głosiła, że terroryzm na ogół nie występuje w najuboższych krajach, i do pewnego momentu była to prawda: w Indiach do zamachów nadal częściej dochodzi w zamożniejszych stanach. Jednocześnie znów przywołany Pakistan, Jemen, Somalia i kilka innych państw to dowód przeciw tej tezie.
Terroryzm szerzy się w „upadłych państwach" w Azji i Afryce, które stały się bardzo poważnym czynnikiem ryzyka. Za przykład posłużyć mogą Sudan, Somalia i Mali. Owszem, w Kairze i w Aleksandrii nadal zdarza się niewiele aktów terrorystycznych, coraz więcej ich za to na Synaju. Terroryzm rośnie w siłę tam, gdzie słabną władze.