Dwa lipce

Upał od kilku dni był niemożliwy do wytrzymania, co dodatkowo utrudniało podróż w kierunku Warszawy.

Publikacja: 19.07.2014 17:00

Krzysztof Ziemiec

Krzysztof Ziemiec

Foto: Fotorzepa/Rafał Guz

Red

W przypadku porucznika „Lina" trudno to zresztą nazwać podróżą. Od ponad tygodnia dniem i nocą przemierzał trasę w kierunku stolicy. Jechał i szedł. Czasem musiał biec i ukrywać się przed kolejnym patrolem Grenschutzu. Dzień po dniu połykał kolejne kilometry. Od Warszawy w prostej linii dzieliło go ich już tylko nieco ponad sto, co w okupacyjnej praktyce oznaczało jednak jeszcze dobrych kilka dni. „Lin" nie wiedział, kiedy TO się stanie, kiedy dadzą sygnał, ale bał się, że nie zdąży. Że nie pomoże. Że go zabraknie. Że przez niego stolica, tak jak Wilno, wpadnie zaraz w ręce bolszewików.

Był 22 lipca 1944 roku. Pociąg, do którego udało się wsiąść „Linowi", był po brzegi wypełniony ludźmi. Jechali nim głównie wieśniacy próbujący sprzedać cokolwiek ze swoich plonów miastowym, wygłodniałym i zmęczonym latami upokorzeń. Targ w Łomży, do której się powoli zbliżali, wchłonąłby wszystko. Były ogórki, pomidory, sery, czasem pachniało czosnkową kiełbasą; oczywiście nie mogło zabraknąć skrzętnie ukrytego bimbru. Przemyt samogonu był w GG bardzo surowo karany, dzięki czemu można było na tym wyjątkowo dobrze zarobić. Takich jak „Lin", jadących z pustymi rękami, było niewielu.

Jechał samotny, skulony przy oknie i wyglądający dziwnie choćby z powodu wełnianej kurtki: rzadko nosi się takie w lipcu. Kilka dni temu wyrwał się z rąk Sowietów i próbował się przedzierać do Warszawy. W pamięci miał jeszcze słowa modlitwy w kaplicy Ostrobramskiej i rozkaz dowódcy, by walczyć do końca, nie dopuścić do tego, by Polska znów zniknęła z mapy Europy. Operacja „Ostra Brama" temu miała właśnie służyć, ale próba wyzwolenia Wilna przed wkroczeniem wojsk radzieckich ostatecznie skończyła się niepowodzeniem. Biało-czerwona flaga powiewała na Górze Zamkowej zaledwie kilka godzin, potem zerwali ją Sowieci. Pamiętający rok 1939 wilniucy wiedzieli, czym to się skończy. Mieli rację. Wkrótce potem dowództwo i żołnierze AK zostali rozbrojeni; większość z nich trafiła do więzień lub została zesłana na Syberię.

„Lin" nawet nie sądził, że doświadczy tak wiele ze strony „sąsiada". Jemu znów się udało. Żyje i może walczyć. W pamięci wciąż miał jednak aresztowanie ojca przed pięciu laty: przedwojennego oficera Sowieci zabrali tak, jak stał. Bardziej niż jego domniemaną śmierć przeżywał to, co stało się w Boguszach, gdzie 17 lipca 1944 roku oficerowie AK zostali rozbrojeni i aresztowani przez wojska sowieckie. I nierówną walkę, jaką cztery dni wcześniej stoczyli z oddziałami Wehrmachtu w Krawczunach: zginęło wówczas 79 żołnierzy. Czym jest moja strata w porównaniu z odczuciami ich rodziców? – pomyślał, po czym zmęczony usnął na chwilę głębokim snem.

Nawet nie wiedział, jak mu się on przyda. W najbliższych tygodniach zmrużenie oka na ogarniętym ostrzałem Czerniakowie miało się okazać niemożliwe. Nie zdawał sobie sprawy, że jedzie w stronę piekła. Że czeka go ból, którego nigdy wcześniej nie doznał: doświadczenie niemocy, osamotnienia, braku amunicji i leków. Gdyby Amerykanie zrzucili broń 2–3 sierpnia, a nie dopiero we wrześniu, to Warszawa byłaby nasza – powtarzał to później w myślach co roku, kiedy zbliżał się środek wakacji.

* * *

„Z mojego oddziału nie ma nikogo, z mojego batalionu nie ma tych najbliższych... jest tylko żal" – mówił głośno „Lin" 70 lat później. Powtarzał to już wiele razy wcześniej i pewnie opiekująca się nim córka poprosiłaby go, by przerwał, ale wiedziała, że dziś nie może tego zrobić.

Lipiec 2014 roku, przynajmniej w Warszawie, też był niezwykle upalny. Niemal 90-letni „Lin", trzymając w ręku kule, siedział w kuchni wymagającej remontu kamienicy, której okna wychodziły na północ – tylko dlatego dawało się tam wytrzymać. Na podłodze bawiła się Oleńka, co przeszkadzało jej mamie, ale ponieważ wiedziała, jak schorowany jej ojciec kocha wnuczkę, nic nie mówiła. Chciała już tylko wyłączyć radio, w którym zaproszeni do studia młodzi, sądząc po głosie, goście ze swadą rozmawiali o bezsensowności powstania. „Lin" nie zgodził się na to. Żachnął się tylko: „Tego nie zrozumie nikt, kto nie przeżył powstania. Dla nas to były najpiękniejsze chwile życia". Po czym już ze spokojem powiedział, spoglądając na twarz Oleńki: „ Nas można zrozumieć tylko wtedy, gdy wie się, jak wyglądała niemiecka okupacja w Warszawie. Trzeba było zrobić wszystko, by wywalczyć tę wolność...".

Jutro ruszy wcześnie na poranne nabożeństwo w rocznicę powstania. Po 70 latach nie może go tam zabraknąć: musi zobaczyć tych, którzy jeszcze dotrą. Zostało ich już bardzo niewielu.

* * *

Zaraz, zaraz. Jaki „Lin"? Jaki pociąg do Łomży? Jaka wnuczka? Co ten autor bredzi? Nie było w rzeczywistości takiego porucznika? Może i nie było „Lina", ale były setki, jeśli nie tysiące, jemu podobnych. Stracili niemal wszystko, poświęcając to ojczyźnie wolnej i niepodległej. Przez lata kazano o nich zapomnieć, później nie umiano się nimi zaopiekować. Schorowani, często niedołężni, ubodzy, ale bogaci wartościami. Pamiętajmy o nich, przekażmy innym ich legendę. Mija 70 lat od wydarzenia nie tylko dla nich wciąż najważniejszego.

W przypadku porucznika „Lina" trudno to zresztą nazwać podróżą. Od ponad tygodnia dniem i nocą przemierzał trasę w kierunku stolicy. Jechał i szedł. Czasem musiał biec i ukrywać się przed kolejnym patrolem Grenschutzu. Dzień po dniu połykał kolejne kilometry. Od Warszawy w prostej linii dzieliło go ich już tylko nieco ponad sto, co w okupacyjnej praktyce oznaczało jednak jeszcze dobrych kilka dni. „Lin" nie wiedział, kiedy TO się stanie, kiedy dadzą sygnał, ale bał się, że nie zdąży. Że nie pomoże. Że go zabraknie. Że przez niego stolica, tak jak Wilno, wpadnie zaraz w ręce bolszewików.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą