Rz: W Niemczech od kilku miesięcy w każdy poniedziałek odbywają się pochody Pegidy, m.in. w Dreźnie czy Lipsku. Wywołują one kontrmarsze lewicy. Dlaczego ten ruch wzbudza tyle emocji?
Piotr Semka: Wynika to z brunatnej przeszłości Niemiec – każdy ruch skierowany przeciw mniejszościom religijnym czy etnicznym wywołuje, szczególnie na lewicy, emocje. Pegida to niemiecki skrót od nazwy Patriotyczni Europejczycy przeciw Islamizacji Zachodu. Ruch powstał w Dreźnie w zeszłym roku i skupia Niemców zaniepokojonych bezradnością władz wobec agresji części muzułmanów, szczególnie związanych z ruchem salafitów – najbardziej wojującego odłamu niemieckich muzułmanów.
Kto najbardziej boi się Pegidy?
Pegida ma cechy ruchu obywatelskiego, powstała spontanicznie, niezależnie od partii politycznych i wywołuje niechęć mainstreamu. Tymczasem narodziny ruchu są zrozumiałe w kraju, w którym żyje 8 milionów muzułmanów i gdzie władze starają się integrować imigrantów pod hasłem: „Islam należy do Niemiec". A Pegida odpowiada: „My, zwykli obywatele, czujemy się zagrożeni. Niech władze zaczną skutecznie działać przeciw ekstremistom". Lewica mówi, że to kolejne ugrupowanie skrajnej prawicy i dlatego należy przeciw niemu występować w tradycyjny sposób, czyli blokować go, sugerując faszyzm.
W Pegidzie skrajni prawicowcy to naprawdę margines?
Media wzięły ruch pod lupę i znalazły dosłownie kilka osób, które odpowiadają stereotypowi przedstawiciela prawicowej ekstremy. Założycielem Pegidy jest Lutz Bachmann, szef agencji piarowej, który ma na koncie drobne rozboje i handel kokainą. Ale nie jest to typowy przedstawiciel ugrupowania neonazistowskiego. W pochodach Pegidy uczestniczą zwykli ludzie, a nie neonaziści w podkutych butach o łysych łbach.
Pegida twierdzi, że władze stosują wobec niej inne standardy niż wobec na przykład „Charlie Hebdo".
Władze miejskie w Lipsku, wydając zgodę na marsz 12 stycznia, zabroniły używania karykatur Mahometa. W Niemczech nie było dotąd takich zakazów. Niemiecki Związek Dziennikarzy wyraził więc zaniepokojenie, a działacze Pegidy pytają, dlaczego im nie wolno demonstrować z karykaturami Mahometa, a „Charlie Hebdo" może drukować je w milionowych nakładach w 16 językach krajów Unii.
A może obawy, że Pegida się zradykalizuje, są słuszne?