Świat się zmienia i katolicy też. W niektórych krajach toczą się dyskusje o miejscu homoseksualistów w Kościele, o kapłaństwie kobiet, o możliwości udzielania komunii rozwodnikom.
Wiem, że homoseksualiści są katolikami, i żaden ksiądz nie odmówi im rozgrzeszenia z powodu ich orientacji seksualnej. Ale dyskusja, który toczy się np. w Niemczech, o udostępnieniu komunii rozwodnikom jest na granicy apostazji. Rozwodnicy żyją w grzechu i nie mają mocnego postanowienia poprawy.
Rozwodnicy nie mają szansy, że kiedyś Kościół zezwoli im na przyjmowanie komunii?
To wynika wprost z tekstów Pisma Świętego. W Ewangelii Łukasza jest powiedziane, że kto porzuca żonę, popełnia grzech cudzołóstwa, i tak samo ten, kto bierze porzuconą. A w grzechu nie wolno przystępować do komunii świętej. Kto w grzechu przystępuje do komunii, spożywa sobie śmierć, jak poucza Paweł. My, katolicy, nie możemy o tym dyskutować.
Jednak sam Kościół dopuszcza unieważnienie małżeństwa i wiadomo, że jest to dostępne głównie dla osób zamożnych. Czy to nie jest hipokryzja?
Ja mówię o zasadach, a nie o praktyce, która bywa różna. Kościół potępia cudzołóstwo księży, a są kapłani, którzy cudzołożą. W czarnym wieku X papieży wynosili możnowładcy. Bywało, że papieże wzajemnie się mordowali. Ale to nie oznacza, że takie praktyki były kiedykolwiek akceptowane przez Kościół.
A jak się pan zapatruje na dyskusję o in vitro?
Nie potrafię rozwikłać dylematów związanych z in vitro. Jestem głęboko przekonany, że człowiek powstaje w momencie poczęcia, bo DNA płodu jest od początku różne od DNA ojca i matki. Nawet ci, którzy nie dostrzegają w człowieku poczętym pierwiastka duchowego, muszą przyznać, że mamy do czynienia z nową jednostką biologiczną. A w procesie in vitro część tych nowych jednostek biologicznych jest skazana na zagładę. Jako katolik muszę być przeciwny in vitro. Ale mam świadomość, że osobiście nie muszę składać ofiary braku potomstwa. Prawdę mówiąc, budzi we mnie niechęć postawa ludzi, którzy żądają bohaterstwa od innych.
A gdyby pan musiał podjąć decyzję w tej sprawie, to za czym by się pan opowiedział?
Gdybym musiał podejmować decyzję, to sądzę, że na pierwszym miejscu postawiłbym wartości, ale naprawdę się cieszę, że nie muszę decydować w tej i innych sprawach światopoglądowych. Mam na przykład żal do moich żarliwych kolegów, że nie pomyśleli o systemie opieki nad dziećmi głęboko upośledzonymi. Bardzo łatwo powiedzieć: Pan Bóg dał takie dziecko, musisz ponieść ofiarę. Dziękuję panu Bogu, że nie obdarzył mnie np. dzieckiem ciężko obciążonym chorobą psychiczną. Łatwo wymagać od innych, kiedy się samemu nie składa ofiary.
Uważa pan, że prawo do przerywania ciąży, gdy płód jest ciężko upośledzony, jest zasadne?
Nie. Ale powinien zostać zbudowany system wsparcia dla rodzin z upośledzonymi dziećmi, a tego nie ma.
Właściwie czyja to wina? Rządu Hanny Suchockiej, w którym był pan wicepremierem, czy rządu Jerzego Buzka, który pan długo popierał?
Po trochu wszystkich rządów, również tych dwóch. Poza tym przypominam, że pod koniec rządów AWS wytknąłem tej formacji zdradę programu „Solidarności". Moje siedmiominutowe wystąpienie zakończyłem stwierdzeniem: Panie premierze, kiedy patrzę na pana uśmiech, na pana wzrok bezrefleksyjnie wpatrzony w przestrzeń, to mam nieodpartą chęć zadedykowania panu refrenu piosenki kabaretowej: „Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie". I nie zmieniam swojej oceny tamtych rządów. Ale wypowiadając te słowa, nie zdawałem sobie sprawy, że w Polsce jeszcze tyle można spieprzyć i że zrobią to następne rządy.
Skoro jest pan takim surowym wyznawcą zasad, to chciałam spytać, jak pan ocenia postępowanie niektórych kolegów z LPR czy ZChN, którzy może nie zdradzają żon, ale partie polityczne z całą pewnością.
Wystrzegam się ocen personalnych, lecz mam wyrobione zdanie na temat wszystkich ludzi, którzy frymarczą poglądami, przekonaniami, wartościami. Potępiam sprzedajność ideową i polityczną. Natomiast muszę się pilnować, żeby nie potępiać ludzi, bo wtedy zachowywałbym się jak ci, którzy wytykają palcem, że ktoś jest homoseksualistą.
Moim zdaniem jest różnica między osobami homoseksualnymi a sprzedajnymi politycznie. Orientacja seksualna wynika z biologii, a sprzedajność jest aktem woli.
Cóż, muszę się z panią zgodzić.
Jak pan sądzi, czy PiS jesienią dojdzie do władzy? Ma pan jakieś obawy z tym związane?
Trudno dzisiaj przewidzieć, czy PiS jesienią weźmie władzę. A jedyne, czego się obawiam, to sprowokowanie Rosji. Jesteśmy małym państwem, nie mamy szans na wygranie wojny z Rosją nawet przy ewentualnej pomocy Niemiec. Próba wojowania z jednym mocarstwem z poparciem drugiego nigdy nie wychodziła nam na dobre. Dlatego cieszę się, że w kampanii prezydenckiej te wątki polityki zagranicznej zostały wyciszone. Kiedy sobie pomyślę o naszym zaangażowaniu w konflikt na Ukrainę, to uważam, że to jest polityczna głupota.
W sprawie wojny na Ukrainie powinniśmy się chować za plecami Unii Europejskiej?
Nie o to chodzi. Musimy dbać o zrównoważone relacje z Kijowem i Moskwą. Wtedy moglibyśmy uczestniczyć jako mediator w konflikcie ukraińsko-rosyjskim i pomoglibyśmy naszemu sąsiadowi dużo bardziej niż teraz, dziamgając, jak to my będziemy cierpieli za Ukrainę. Jeżeli ktoś nawołuje do wojny z Rosją, a później mówi, że porażką polskiej polityki jest to, iż nie byliśmy reprezentowani podczas rozmów w Mińsku, to jest to polityczna głupota.
Kto nawołuje do wojny z Rosją? PiS? PO?
Jedni i drudzy mówili o wysyłaniu żołnierzy na Ukrainę. A przecież w tym kraju doszło do niedemokratycznego obalenia demokratycznie wybranego prezydenta Wiktora Janukowycza. Prezydentowi Petrowi Poroszence już niektórzy Ukraińcy wytykają, że jest takim samym oligarchą jak Janukowycz. To w imię czego dokonała się zmiana? A czy gdyby Bronisław Komorowski, przegrany w wyborach, zorganizował Majdan pod Pałacem Prezydenckim, to też byłby gniew ludu?
Na Ukrainie to nie wybory doprowadziły do Majdanu, lecz decyzja Janukowycza o odrzuceniu kursu na Unię Europejską.
Tak naprawdę doprowadziły do tego wojny oligarchów. Kadencja Janukowycza kończyła się za dwa lata. Skoro ludziom tak bardzo nie podobało się odrzucenie porozumienia z Unią Europejską, to za dwa lata mogli wybrać innego prezydenta, który mógł obrać kurs na Zachód.
Może ludzie się bali, że po zacieśnieniu związków z Rosją nie byłoby już szansy na stowarzyszenie z Unią?
Byłaby. W rzeczywistości żaden z ukraińskich oligarchów nie chciał ścisłych związków ani z Rosją, ani z Unią, bo w obu przypadkach skończyłaby się dla nich nieskrępowana kradzież majątku narodowego. Unia wprowadziłaby standardy europejskie. Dałaby Ukrainie pieniądze, ale sprawdzała, jak zostały wydane. Z kolei dostanie się pod but Rosji też im się nie uśmiechało, bo Władimir Putin wsadza oligarchów do więzienia. A my zupełnie nieprofesjonalnie wtrąciliśmy się do tej awantury. Tymczasem nasi politycy powinni się kierować wyłącznie polskim interesem, czyli utrzymywać dobre stosunki i z Kijowem, i z Moskwą. To jest trochę niekatolicki egoizm, ale nie pretenduję do miana świętego.
Może zachowanie takiego balansu jest niemożliwe w sytuacji, gdy jesteśmy państwem buforowym między Unią Europejską a Rosją?
Właśnie dlatego powinniśmy prowadzić wyjątkowo rozważną politykę. W przeciwnym razie możemy się stać jedyną ofiarą rosyjskiej agresji w Europie. I nikt się nad nami nie pochyli. Wytyczną naszej polityki powinno być to, aby temperatura stosunków między Warszawą a Berlinem i Warszawą a Moskwą była o stopień cieplejsza niż ta między Moskwą a Berlinem. Warto też cały czas tłumaczyć obu tym potęgom, że konflikty zawsze powstają na granicach i że jeżeli połkną Polskę, to prędzej czy później dojdzie do konfliktu niemiecko-rosyjskiego. Dla nas to jest jedyna droga, ale nikogo do niej nie przekonam.
—rozmawiała Eliza Olczyk („Wprost")
Henryk Goryszewski był wiceprzewodniczącym ZChN i wicepremierem w rządzie Hanny Suchockiej. Za prezydentury Lecha Wałęsy przez rok był szefem BBN. W czasach rządów AWS przewodniczył sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Jest prorektorem Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku, filia w Wyszkowie, i wykładowcą Akademii Obrony Narodowej. Prowadzi też kancelarię radcowską