Różni czytelnicy, zakładając, że jeśli podaję w wątpliwość jego rzekomy antysemityzm, jestem na pewno jego fanatyczną wielbicielką, zasypywali mnie komentarzami uświadamiającymi mi różne cechy charakterologiczne ministra. Jeden tylko głos odnosił się do samej kwestii antysemityzmu i gdy poprosiłam o jakiś cytat w tej sprawie, dostałam angielskojęzyczny opis tego, co Macierewicz miał powiedzieć kilkanaście lat temu.
Problem polega na tym, że nie wiem, czy Antoni Macierewicz jest antysemitą (z osobistego oglądu mogę powiedzieć, że żadnych symptomów nie zauważyłam). Nie wiem tego o większości osób publicznych. Istnieje kilkadziesiąt definicji antysemityzmu, ale żeby on istniał, musi być jednak objawowy, a nie „uśpiony". Politycy mają prawo, podobnie jak wszyscy inni, lubić lub nie lubić kogoś czy czegoś. Są ludzie, którzy nie lubią rudych, Murzynów, Rosjan czy Żydów, a nawet Polaków. Ale póki tego nie wyrażają i nie kierują się tą niechęcią w życiu publicznym, nie powinno to nikomu przeszkadzać poza ich bliskimi znajomymi. Mimo że jestem bardzo krytyczna wobec polityki Obamy, przeszkadza mi, gdy znajomi z Polski mówią o nim „ten Murzyn".
Często w polityce nazwanie kogoś antysemitą jest wyzwiskiem, a nie stwierdzeniem faktu. Żaden z polityków nazywanych faszystami nie należał do Partito Nazionale Fascista, tak jak żadnego z tych nazywanych świniami nie da się przerobić na szynkę. „Antysemita" jest epitetem mającym wykluczyć człowieka z dobrego towarzystwa (choć niekoniecznie w Polsce). Trudno się przed nim bronić i rozśmieszył mnie argument, że Macierewicz nie może być antysemitą, bo należał do KOR, a tam było wielu Żydów!
Kwestia, kto jest antysemitą, jest równie skomplikowana jak ta, kto jest Żydem. Interesujące, że w obu wypadkach zaświadczenia wydaje ta sama gazeta, czyli „Wyborcza". (Nieprawdą jest, że nic nie podoba mi się w „GW". Kilka miesięcy temu na przykład był bardzo dobry artykuł o przejściu dla pieszych na placu Na Rozdrożu).
Istnieje na przykład mocno niezależny dziennikarz Dawid Wildstein. Dla jednych jest synem Bronka, a dla innych Bronek jest jego ojcem. Zazwyczaj Dawid Wildstein publikuje w prasie tzw. prawicowej, ale w listopadzie dał wywiad do „GW". Dawid jest dziennikarzem zaangażowanym, który organizuje pomoc dla ofiar wojny na Kaukazie, na Bliskim Wschodzie, w Afryce. Nie tylko organizuje, ale sam ją zawozi i pisze reportaże. Na początku wywiadu mówi, że zgodził się na rozmowę z „GW", by móc szerzej zaapelować o zainteresowanie i zaangażowanie czytelników w toczące się wojny.