Jan Polkowski: Cudowny porządek wszechświata

Słowo „Bóg" w tytule książki, dokumentującej czterdzieści lat twórczości Jana Polkowskiego, może sugerować, że jego poezja jest religijna. To prawda, chociaż nie całkowita. Jest religijna, metafizyczna, ale także egzystencjalna i społeczna, ponadto zaś polityczna.

Publikacja: 21.07.2017 19:00

Jan Polkowski (z lewej) z tłumaczem jego wierszy na język rosyjski i wybitnym znawcą poezji polskiej

Jan Polkowski (z lewej) z tłumaczem jego wierszy na język rosyjski i wybitnym znawcą poezji polskiej Anatolijem Rojtmanem.

Foto: Fotorzepa, Jan Maria Ruszar Jan Maria Ruszar

Potężny tom „Gdy Bóg się waha" zmusza do refleksji nad miejscem Polkowskiego we współczesnej literaturze polskiej; pisarza, jak sądzę, niedocenionego i niedoszacowanego, mimo że pisali o nim w swoim czasie Jan Błoński, Stanisław Barańczak, Tadeusz Nyczek, Jerzy Pilch. Marian Stala czy Leszek Szaruga. Fenomenu Polkowskiego na pewno nie wyczerpuje opinia najwybitniejszego poety stanu wojennego, jaką wyróżniono go kilka dekad temu, a dzisiaj okazuje się mniej komplementem, bardziej zaś przekleństwem. O ile jego twórczość kiedykolwiek mieściła się w tej formule, o tyle dawno ją przerosła w sensie tematycznym, intelektualnym i artystycznym i koniec końców unieważniła pod względem poznawczym.

Z edytorskim pietyzmem wydana księga „Gdy Bóg się waha" stwarza idealną okazję, aby odczytać poezję Polkowskiego tak, jak na to zasługuje – wszechstronnie i komplementarnie, jako dzieło powstające w czasie historycznym, rozwijające się i podlegające przemianom, ale też jako dzieło współczesne, jak najbardziej aktualne, żywe w sensie estetycznym i etycznym.

Wyraz sprzeciwu i buntu

Był pierwszym i niewykluczone, że jedynym poetą, który zdobył uznanie, chociaż nie publikował w żadnym kontrolowanym przez cenzurę PRL czasopiśmie czy wydawnictwie. Student filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, przyjaciel zmarłego w niewyjaśnionych okolicznościach Stanisława Pyjasa, członek Studenckiego Komitetu Solidarności, zadebiutował jako poeta w roku 1978 na łamach „Zapisu", pierwszego w Polsce literackiego pisma podziemnego i niezależnego.

Publikując w „Zapisie", opowiedział się przeciwko opresyjnej rzeczywistości Polski Ludowej, skazując się na prześladowania ze strony organów bezpieczeństwa. Kontestował potem jako współtwórca pisma „Sygnał", wydawanego przez grupę zrewoltowanych studentów UJ oraz dwu energicznie funkcjonujących wydawnictw podziemnych: Krakowskiej Oficyny Studentów, a następnie ABC. Był wielokrotnie aresztowany, przesłuchiwany, więziony, a w stanie wojennym internowany. Zanim jednak do tego doszło, w roku 1980 ogłosił zbiór wierszy „To nie jest poezja", który rok później w wersji rozszerzonej ukazał się pod tytułem „Oddychaj głęboko"; oczywiście w formie samizdatu, a więc z punktu widzenia polityki PRL – nielegalnie. Co ciekawe, słowo „samizdat" pojawia się już w wierszu „Translated from Polish", otwierającym „To nie jest poezja" i tym samym „Gdy Bóg się waha".

We wczesnej fazie twórczości Polkowski korzystał z poetyki wypracowanej przez autorów Nowej Fali: Stanisława Barańczaka i Ryszarda Krynickiego, Juliana Kornhausera i Adama Zagajewskiego, myślę tu przede wszystkim o wierszach takich, jak: „Restauracja «Arkadia». Nowa Huta, plac Centralny", „Luty 1978. Wybory do rad narodowych", „PAP donosi", „Ob. Jan Polkowski – uzasadnienie istnienia". Gdyby posłużyć się programowym określeniem poetów Nowej Fali, Polkowski „mówił wprost" o tym, co widział, czego doświadczał, co myślał, przeciwko czemu sprzeciwiał się i buntował. Jego liryka z tego okresu jest kategoryczna, a jednocześnie – oszczędna w wyrazie, przejrzysta w sensie deklaracyjnym, precyzyjna pod względem zastosowanych środków stylistycznych.

Rzeczowość i czystość, jasność i bezpośredniość mowy poetyckiej miała stanowić antidotum na pokrętną mowę, a raczej nowomowę, jaką posługiwali się w PRL rządzący wobec rządzonych. „Rozumiem wszystko słowo po słowie/ ale to nie jest język którym mówię" – pisał w jednym wierszu, a w innym wypowiadał nadzieję: „Wstanie poezja która była ciałem/ a stała się słowem karmiącym sytych/ wstaną nieśmiertelni umarli za życia". Nie ma w tym przypadku, że także następne zbiory: „Ogień. Z notatek 1982–1983" oraz „Drzewa. Wiersze 1983–1987", ogłosił w wydawnictwach podziemnych Półka Poetów oraz Oficyna Literacka, zaś wybór poezji „Wiersze. 1977–1984" nakładem emigracyjnego Wydawnictwa Puls w Londynie.

Pokrewieństwa i powinowactwa

Wskazując na polityczny wymiar liryki Polkowskiego, nie sposób nie zauważyć, jak głęboko jest ona osadzona w tradycji, nie tylko zresztą literackiej, ale w ogóle kulturalnej. Już w utworach z wczesnego okresu znajdujemy szereg aluzji, odwołań i nawiązań do Adama Mickiewicza, Seweryna Goszczyńskiego i Jana Kasprowicza, do Osipa Mandelsztama i Josifa Brodskiego, do Friedricha Hölderlina i Ezry Pounda oraz do japońskiego mistrza haiku Bash?. Polkowski pisze wtedy na przykład wiersz, w którym konwersuje z Watem oraz Kazimierzem Wierzyńskim, Janem Lechoniem i Józefem Wittlinem, czy „Przesłanie pana X", będące twórczą polemiką z legendarnym już podówczas „Przesłaniem Pana Cogito" Zbigniewa Herberta.

W wierszach ogłoszonych do przełomowego roku 1989 spotykamy robotników ze stoczni w Gdańsku i w Szczecinie, górników z kopalni Wujek, ofiary komunistycznych represji: Stanisława Pyjasa, Bogdana Włosika i Ryszarda Smagura, a nadto Jana Palacha i Anatolija Marczenkę, ale i pisarzy różnych orientacji artystycznych i politycznych: Wandę Wasilewską, Władysława Broniewskiego i Tadeusza Borowskiego, Włodzimierza Majakowskiego i Luisa Aragona, wreszcie Czesława Miłosza. Poeta odrzuca ich lub akceptuje, toczy z nimi osobiste dyskusje w imię spraw fundamentalnych.

Nie inaczej w późniejszym okresie, jaki otworzyły „Elegie z Tymowskich Gór i inne wiersze", ogłoszone w roku 1990 nakładem Wydawnictwa Znak w Krakowie, a więc już po zniesieniu cenzury. W tomie tym, a także w następnych: „Cantus" (2009), „Cień" (2010), „Gorzka godzina" (2015), trafiamy na wiele konotacji literackich i filozoficznych. Poszczególne wiersze opatrzył mottami z Paula Celana, Vladimira Nabokova czy Leopolda Staffa, napisał polemizujący ze słynnym utworem Adama Ważyka własny i osobisty „Poemat dla dorosłych" – zadedykowany rodzicom, mieszkańcom Nowej Huty, ale także „Odę do starości", czyli odpowiedź na „Odę do młodości" Mickiewicza.

Nie bez znaczenia wydaje się fakt, że w strukturę tych późniejszych tomów wkomponował swoje przekłady wierszy Fiodora Tiutczewa, Iwana Bunina, Giennadija Ajgiego czy Osipa Mandelsztama, zaś w innych pojawiają się we własnej osobie: Tomasz z Kempis, Jan Kochanowski, ksiądz Piotr Skarga, Jan z Kęt, Walt Whitman, Rainer Maria Rilke, Cyprian Kamil Norwid; że Wierzyńskiego nazywa „bratem Kazimierzem", a Vermeera „mlecznym bratem". Nawiązań do malarstwa Jana Vermeera van Delft w wierszach Polkowskiego jest zresztą co nie miara. Nie bez powodu więc reprodukcja słynnego obrazu „Czytająca list" została wykorzystana na okładce książki.

Oprócz pisarzy i filozofów pojawiają się w świecie poezji Polkowskiego również malarze: Caravaggio, Rembrandt, Francisco Goya, Pablo Picasso, Marc Chagall, Jacek Malczewski i Andrzej Wróblewski, ale także kompozytorzy, przede wszystkim Jan Sebastian Bach i Wolfgang Amadeusz Mozart, ponadto Józef Haydn i Gustaw Mahler. Wyobraźnię poety rozpala zarówno kultura wysoka, jak i masowa, stąd w jego wierszach słychać „Lonely Fire" Milesa Davisa, „Nowhere Man" zespołu The Beatles czy bluesy Johna Lee Hookera. Poprzez te odwołania ujawnia mentalne pokrewieństwa i powinowactwa, opowiada się po stronie kultury, w której wzorcach odnajduje potwierdzenie tożsamości, tego, kim jest, kim będzie, w imię jakich wartości wypowiada osobistą prawdę o świecie, o rzeczywistości, w jakiej żyje, pracuje, tworzy.

Uciekinier czy wygnaniec

Nie znaczy to wcale, że pisząc o tak różnych poetach, malarzach, kompozytorach, przedstawicielach różnych języków, narodów i kultur, Polkowski ucieka przed światem rzeczywistym, że zamyka się w wieży z kości słoniowej. On twardo stąpa po ziemi, myśli o poetyckim powołaniu zarówno w kategoriach kreacji artystycznej, jak i społecznego, a także moralnego obowiązku. Idealnym na to dowodem zbiór wierszy „Głosy" z roku 2012, rzecz w jego dorobku wyjątkowa, bowiem stosując poetykę tzw. liryki roli, użyczył w tych utworach swojego głosu ofiarom tragicznych wydarzeń na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku.

Stało się więc to, co prorokował trzy dekady wcześniej: „Nie pisz nic. Niech mówią inni". To nie poeta przemawia w tych wierszach, lecz zabici i ranni, ich matki i ojcowie, bracia, narzeczone, żony, synowie. Oddając im głos, przemawia w imieniu tych, którym odebrano życie lub życie złamano. Poszczególne wiersze, utrzymane w poetyce monologów wewnętrznych, to cykl opowieści o ludzkich losach naznaczonych ranami, jakie nie zabliźnią się nigdy, bowiem tego, co się stało, nie da się zapomnieć. Pamięć to jedno z najważniejszych słów, jakimi posługuje się Polkowski, podobnie jak obecność, ale także niepamięć i nieobecność. We wczesnym okresie wyznawał, że odczuwa głównie „zmęczenie ból/ chorobę" oraz „Chorobę/ bezsilność zwątpienie", a także: „nie jestem poetą", chociaż „żyję wśród was". Pisał : „Jestem więc umieram", mówił, że jest jednocześnie „Żywy i umarły". Zastanawiał się, kim jest: jako człowiek, jako poeta – uciekinierem czy wygnańcem? Buntował się, ale jednocześnie przepowiadał sobie: „nie rób nic co by zburzyło cudowny porządek/ wszechświata".

Inne ważne słowa, którymi posługuje się, to: nikt i nic: „Nikt/ dotyka mnie" czytamy w jednym wierszy, a w innym „Nic/ nie zostało powiedziane/ w żadnym z języków", a w trzecim: „Nie było nic – oto co było". Wspominając przeszłość, zastanawia się: „Kim bowiem byłem jeśli nie jednym ze słów", jakby chciał dać nam do zrozumienia, że nie ma poety poza poezją; a po kilku latach: „Już nikomu niczemu służą te wierne słowa". Zaraz po rozpadzie PRL, po upadku socjalizmu i komunizmu, gdy Polską zawładnęła gospodarka rynkowa, skonstatował bez ogródek, nie żywiąc złudzeń: „i czekała mnie nagroda:/ przekleństwo i zapomnienie". Ale też rolą poety jest pisać – mimo wszystko i na przekór; jego tworzywem są słowa, stąd konfesja: „Moja wina nie umiem/ milczeć".

Pojedynczy los

Im starszy, tym częściej ogląda się za siebie. W wierszu „Mury światła", powstałym już w XXI wieku, stwierdza – cokolwiek zaskoczony – „Im bardziej zbliżam się do śmierci/ tym mniej wyraźnie słyszę siebie/ gubię swój ślad", zaś w wierszu tytułowym zbioru „Cantus" nie kryje poetyckiego celu, będącego równocześnie artystycznym marzeniem: „Mówić i być/ rozumianym", po czym dodaje: „Wypełniam swój los". Zastanawia się nad rzeczywistością, której jest zarówno uczestnikiem, jak i świadkiem, zastanawia się nad zmianami, jakie w rzeczywistości zachodzą, ale zastanawia się też nad sobą, nad swoim miejscem w świecie.

Znamienne pod tym względem okazuje się retoryczne pytanie: „Muszę zrozumieć czym różnię się od siebie?", a także przestroga skierowana do siebie samego: „Kiedy wyruszysz w drogę będziesz odmieniony/ ale nie pragnij być kimś innym". W innych wierszach ze zbioru „Cantus", być może najwybitniejszego w jego dorobku, znajdziemy i takie wyznania: „Ostatnie słowo należy do wiatru zapomnienia" oraz „Zapamiętaj i pamiętaj/ żeby wszystko zapomnieć". A później, w zbiorze „Cień" posunie się jeszcze dalej, wyznając wpierw: „swój los bezboleśnie odrywam od jestem", a następnie: „Chcę już przestać próbować rozumieć/ siebie", aby „Żyć tylko w pojedynczym losie". I po latach, w ostatnim jak dotąd zbiorze „Gorzka godzina", dźwigając na plecach szósty krzyżyk, wyzna pogodzony z losem, z sobą samym i być może także z całym światem: „jestem kimś kto zaginął we mnie". To w wierszu „Ortografia", a w „Nagich bukach" zamykających „Gorzką godzinę" i tym samym książkę „Gdy Bóg się waha": „Jestem jednocześnie chłopcem i starym człowiekiem"; a zatem: jestem, kim byłem i jestem, kim jestem – w jednej chwili, od zawsze do zawsze.

Jestem, kim jestem, jestem tutaj – zdaje się mówić. Tutaj, czyli w Polsce, w ojczyźnie, bo Polska i ojczyzna to następne słowa klucze do poetyckiego świata Jana Polkowskiego. Akcja liryczna jego wierszy rozgrywa się w Polsce, w ojczyźnie, co autor skrupulatnie akcentuje. W pierwszym rzędzie w „Krakowie tańczącym w smogu z chórem zielonych wież", ale także w Nowej Hucie, w okolicach Teatru Ludowego, przy ulicy Kocmyrzowskiej, na terenie dawnej wsi, a dzisiaj dzielnicy Bieńczyce, także w Wieliczce i w Ojcowie, ale i na Podlasiu, na Mazowszu, na placu Trzech Krzyży w Warszawie, we Wrocławiu, w Katowicach, na Górnym Śląsku, pod kopalnią Wujek, w Ciepielowie, w Pniowie, nad Wisłą, nad Dunajcem, nad Dłubnią, nad Białką, w Borach Tucholskich, w Tymowskich Górach. Podziwia „Ciemny kielich stoku Machulca", a innym razem „mgły nad Machulcem". Finezyjnie operuje nazwami własnymi, uściślając tym samym miejsce i czas akcji. Wszak świat tej poezji dzieje się – jeśli można się tak wyrazić – nie gdzieś i kiedyś, nie wszędzie i nigdzie, lecz tu i teraz; dzieje się nieustannie.

W świecie poezji Jana Polkowskiego ważna jest nie tylko współczesność i historia, polityka i kultura, ale także natura. Bez trudu da się wyodrębnić cały szereg jego wierszy współtworzących pochwałę przyrody rozumianej jako widomy znak Boga. W wierszach z tomy „Drzewa" rosną: „siwe buki", „nieruchome jodły", „czerwona sosna", ale także: „Jaśnie Wielmożne Buki/ Wielce szacowne Dęby", „Modrzewie o głowach Gryfa Wilczycy i Śmierci/ wiotkie Graby o kształtach amfory/ Klony w skórze Minotaura/ świerki z gotyckiej cegły/ Siostry Ruryka Brzozy". Przyroda to także zapachy, smaki i kolory, których feerię prezentuje w wielu utworach: „biel we wszystkich jej wcieleniach" (w „Carskich wrotach"), znów żółć, cynober i na dodatek szmaragdowa zieleń oraz ultramaryna („Na początku była katedra"), ochra i kobalt („Kosmyk siwizny"). Nie ulega wątpliwości, że jest on bacznym obserwatorem przyrody, wrażliwym na krajobrazy przeistaczającego się na jego oczach – zależnie od pory dnia, od pory roku – świata.

Bóg jest w tym świecie wszechobecny. Przywołany został w „Sprzeczności wewnętrznej" z debiutanckiego zbioru, a także w zakończeniu wiersza „Wątroba przybita do Uralu" z ostatniego tomu, w ekstatycznym wręcz wyznaniu: „Lekko jest żyć/ gdy Bóg się waha/ czy świat ma istnieć/ czy nic". To Bóg przebaczający z tomu „Ogień", Bóg „oblekający się w nowe istnienie" i „stwarzający innego człowieka" z tomu „Cień". Gdy „wokół człekokształtne cienie diabła", gdy widzisz w tańczącego w ogniu „prawie niewidzialnego/ diabła", ocalenia trzeba szukać w Bogu, kimkolwiek on jest, nawet jeśli się waha. I w tym zgoła metafizycznym, by nie powiedzieć mistycznym przesłaniu widzę siłę poezji Jana Polkowskiego.

* * *

Wolnym krokiem

z psami do Zelin

przez bezwładną Europę

wzdłuż wysychającego strumienia

Po zżółkłych jałowych łąkach

snują się łachmany przodków

jakby orali porzucony ugór

i czekali na bożą jałmużnę

zbiorów

Teraz las

w doryckiej ciszy stuletnie strzały modrzewi

z zamiłowania do pokory i wysiłku

pomnażają pierworodne piękno

Wyciągają do mnie ramiona

złamana lipa

Pieta Rondanini

Matka przytulona do srebrnego pnia

modli się? Stoi w kolejce po kartkowy cukier?

Czeka na moją pomoc?

Istnieje poza moim

lękiem?

Przestałem odróżniać poranioną Nike

od ludzi szukających zguby

tak jak miasta wczoraj odbudowane

od wczoraj zburzonych

kłamców od zbuntowanych

apostatów od kapłanów

Wracamy gliniastym wąwozem

Ziemia zalepia usta

zapuszcza korzenie w dzieciństwie

i ciałkach wnuków

Roratni śpiew kamieni nic więcej nie słyszę

Ciągnie za mną skarlała czeluść czasu

Jaki kształt gest i refren opowie

jakie żywiłem zło i dlaczego nie zostałem

zbawiony??

* * *

W Szwecji spalono niektóre książki Astrid Lindgren

Gdy czernię papier pochylam głowę

wspólny czas rodzi wspólne słowa

i lotne prochy przyszłych

losów

Narody jak skład książki rozsypany przez cenzora

wędrują od przecinka Azji do kropki Europy

Z Reichstagu do Auschwitz

z Moskwy do Magadanu

i wciąż nie umieją mówić

W piaskach krótkiego zdania obozują

kapłani niewierni i tańczący lud

Kobiety wciąż rodzą w cieniu starych słów

Wyzuci z pamięci czekają

na nowy alfabet

W szczupłych zgłoskach polszczyzny

musi wystarczy ziemi

rytmu i wody melodii i oddalenia

by opowiedzieć o władaniu człowieka

nad ptakiem wężem i psem

zapamiętać myśl dziecka w brzuchu matki

gdy szła po rampie i ginął w niej głos

twój syn jest ponad śmierć

O tak jestem bezrozumny

i chory na własną niewinność

ale możesz mnie ocalić

Proszę zamknij nade mną

lekki sarkofag słów

doskonałą kulę

wiernej opowieści

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Potężny tom „Gdy Bóg się waha" zmusza do refleksji nad miejscem Polkowskiego we współczesnej literaturze polskiej; pisarza, jak sądzę, niedocenionego i niedoszacowanego, mimo że pisali o nim w swoim czasie Jan Błoński, Stanisław Barańczak, Tadeusz Nyczek, Jerzy Pilch. Marian Stala czy Leszek Szaruga. Fenomenu Polkowskiego na pewno nie wyczerpuje opinia najwybitniejszego poety stanu wojennego, jaką wyróżniono go kilka dekad temu, a dzisiaj okazuje się mniej komplementem, bardziej zaś przekleństwem. O ile jego twórczość kiedykolwiek mieściła się w tej formule, o tyle dawno ją przerosła w sensie tematycznym, intelektualnym i artystycznym i koniec końców unieważniła pod względem poznawczym.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy