Potężny tom „Gdy Bóg się waha" zmusza do refleksji nad miejscem Polkowskiego we współczesnej literaturze polskiej; pisarza, jak sądzę, niedocenionego i niedoszacowanego, mimo że pisali o nim w swoim czasie Jan Błoński, Stanisław Barańczak, Tadeusz Nyczek, Jerzy Pilch. Marian Stala czy Leszek Szaruga. Fenomenu Polkowskiego na pewno nie wyczerpuje opinia najwybitniejszego poety stanu wojennego, jaką wyróżniono go kilka dekad temu, a dzisiaj okazuje się mniej komplementem, bardziej zaś przekleństwem. O ile jego twórczość kiedykolwiek mieściła się w tej formule, o tyle dawno ją przerosła w sensie tematycznym, intelektualnym i artystycznym i koniec końców unieważniła pod względem poznawczym.
Z edytorskim pietyzmem wydana księga „Gdy Bóg się waha" stwarza idealną okazję, aby odczytać poezję Polkowskiego tak, jak na to zasługuje – wszechstronnie i komplementarnie, jako dzieło powstające w czasie historycznym, rozwijające się i podlegające przemianom, ale też jako dzieło współczesne, jak najbardziej aktualne, żywe w sensie estetycznym i etycznym.
Wyraz sprzeciwu i buntu
Był pierwszym i niewykluczone, że jedynym poetą, który zdobył uznanie, chociaż nie publikował w żadnym kontrolowanym przez cenzurę PRL czasopiśmie czy wydawnictwie. Student filologii polskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, przyjaciel zmarłego w niewyjaśnionych okolicznościach Stanisława Pyjasa, członek Studenckiego Komitetu Solidarności, zadebiutował jako poeta w roku 1978 na łamach „Zapisu", pierwszego w Polsce literackiego pisma podziemnego i niezależnego.
Publikując w „Zapisie", opowiedział się przeciwko opresyjnej rzeczywistości Polski Ludowej, skazując się na prześladowania ze strony organów bezpieczeństwa. Kontestował potem jako współtwórca pisma „Sygnał", wydawanego przez grupę zrewoltowanych studentów UJ oraz dwu energicznie funkcjonujących wydawnictw podziemnych: Krakowskiej Oficyny Studentów, a następnie ABC. Był wielokrotnie aresztowany, przesłuchiwany, więziony, a w stanie wojennym internowany. Zanim jednak do tego doszło, w roku 1980 ogłosił zbiór wierszy „To nie jest poezja", który rok później w wersji rozszerzonej ukazał się pod tytułem „Oddychaj głęboko"; oczywiście w formie samizdatu, a więc z punktu widzenia polityki PRL – nielegalnie. Co ciekawe, słowo „samizdat" pojawia się już w wierszu „Translated from Polish", otwierającym „To nie jest poezja" i tym samym „Gdy Bóg się waha".
We wczesnej fazie twórczości Polkowski korzystał z poetyki wypracowanej przez autorów Nowej Fali: Stanisława Barańczaka i Ryszarda Krynickiego, Juliana Kornhausera i Adama Zagajewskiego, myślę tu przede wszystkim o wierszach takich, jak: „Restauracja «Arkadia». Nowa Huta, plac Centralny", „Luty 1978. Wybory do rad narodowych", „PAP donosi", „Ob. Jan Polkowski – uzasadnienie istnienia". Gdyby posłużyć się programowym określeniem poetów Nowej Fali, Polkowski „mówił wprost" o tym, co widział, czego doświadczał, co myślał, przeciwko czemu sprzeciwiał się i buntował. Jego liryka z tego okresu jest kategoryczna, a jednocześnie – oszczędna w wyrazie, przejrzysta w sensie deklaracyjnym, precyzyjna pod względem zastosowanych środków stylistycznych.