Dyskusja ta jest bardzo potrzebna niezależnie od tego, czy i kiedy Polska do strefy euro przystąpi. Potrzebna przede wszystkim dlatego, że coraz ostrzejszy staje się dylemat: wejście do strefy euro czy wyjście z Unii Europejskiej.
Na ożywienie dyskusji wpłynął najpierw wynik referendum w sprawie Brexitu, a w ostatnim czasie deklaracje przywódców głównych krajów strefy euro sugerujące pójście UE w kierunku integracji dwu prędkości. Za dodatkowy, nowy impuls można uznać wywiad z prezesem Jarosławem Kaczyńskim („Rz" z 15 marca br.), który prawdopodobnie po raz pierwszy sięgnął w tak wyraźny sposób po argumenty ekonomiczne, by uzasadnić swoją niechęć do członkostwa Polski w strefie euro. Należy być wdzięcznym, że Kaczyński nie skonsultował treści swojej wypowiedzi z ekspertami PiS lub że taki był wynik konsultacji, ponieważ dzięki temu stało się jeszcze bardziej jasne, jak nikła jest wśród osób rządzących Polską wiedza na ten tak ważny temat. Na szczęście ze wsparciem dydaktycznym pospieszył Andrzej Olechowski („Rz" z 22 marca br.), który bardzo trafnie i lapidarnie wykazał błędy w argumentacji Kaczyńskiego. Niemniej jednak każdemu z użytych przez prezesa PiS argumentów trzeba by poświęcić osobny krytyczny artykuł. Na przykład na podstawie literatury teoretycznej i empirycznej można wskazać co najmniej dziesięć zastrzeżeń wobec twierdzenia, że pozostając poza strefą euro, możemy prowadzić autonomiczną politykę kursową. Dobrze by było, gdyby edukacyjną rolę w kwestii euro odegrali koledzy ekonomiści, którzy w minionych latach z tej problematyki się doktoryzowali, habilitowali, a nawet otrzymali tytuł profesora.
SOR a eurointegracja
Impulsu do pobudzenia dyskusji nie dostarczył natomiast wicepremier Mateusz Morawiecki nową, poprawioną wersją strategii odpowiedzialnego rozwoju. Okazuje się bowiem, że przystąpienie bądź nieprzystąpienie do strefy euro nie jest traktowane – jak można by się spodziewać – jako najważniejsze lub jedno z najważniejszych kryteriów wyboru scenariuszy przyszłego rozwoju kraju. Co więcej, takim kluczowym kryterium nie jest nawet członkostwo w samej Unii Europejskiej, co jest już całkiem niezrozumiałe. Gdyby Morawiecki mądrze i nowocześnie rozumiał patriotyzm, to dokument powinien zostać nasycony oryginalnymi pomysłami na optymalne wykorzystanie obecnych oraz przyszłych mechanizmów i narzędzi integracji europejskiej do zdynamizowania procesów rozwojowych w Polsce. Ponadto należało oczekiwać osobnego rozdziału poświęconego ocenie kierunków zmian w architekturze instytucjonalnej UE. Chociaż Bartosz Telejko („Rz" z 22 marca br.) w elegancki sposób próbuje doszukać się zawartego w tytule swojego artykułu „europejskiego wymiaru planu Morawieckiego", to z jego tekstu wynika, że chodzi niestety o wymiar brakujący. Nawet jeśli strategia nie jest jawnie antyeuropejska, to na pewno jest aeuropejska, a przecież powinna być istotnym, zauważalnym wkładem rządu w rozpoczętą unijną dyskusję nad przyszłością Europy i mechanizmów integracji gospodarczej. Równie symptomatyczne jest to, że w okresie, gdy dyskusja ta nabiera rozmachu, organy NBP podejmują decyzję o likwidacji Biura Integracji ze Strefą Euro.
Dlaczego tak ważne jest, aby dyskusja nad euro w Polsce po raz kolejny nie zamarła? Przede wszystkim dlatego, że przy obecnych uwarunkowaniach krajowych i międzynarodowych kwestia euro to znacznie więcej niż wąsko rozumiane ekonomiczne koszty i korzyści ze wspólnej waluty. Ten aspekt jest oczywiście dla ekonomistów tradycyjnie najważniejszy. Jest tu nadal bardzo dużo do zrobienia, aby obalić pewne mity i półprawdy, które w przeszłości spowodowały silny spadek poparcia społecznego dla członkostwa w strefie euro. Od ostatnich wyborów zdecydowanie na znaczeniu zyskał jednak bardziej ogólny aspekt polskiego członkostwa, który nie tylko dla ekonomistów jest, a w każdym razie powinien być dużo ważniejszy. Chodzi o to, że trwanie przy idei członkostwa w strefie euro jest bardzo istotnym sposobem instytucjonalnego zakotwiczenia dorobku polskiej prorynkowej transformacji i ochronienia go przed erozją w imię „dobrej zmiany".
Zostajemy w UE?
Na tę nową istotną funkcję wyraźnie deklarowanego zamiaru członkostwa wskazywałem już znacznie wcześniej (m.in. w „Rz" z 18 maja 2015 r.). Do tych dwu płaszczyzn dyskusji o korzyściach z euro dochodzi w ostatnich tygodniach trzecia, która obecnie jest najważniejsza. Uważam mianowicie, że rzetelna dyskusja nad przystąpieniem do strefy euro staje się ważnym sposobem na ograniczenie ryzyka wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Zmuszenie obecnej władzy do dyskusji na ten temat pozwoliłoby przetestować wiarygodność jej intencji pozostania w Unii i tym samym przekonać się, czy „odpowiedzialny rozwój", do jakiego próbuje nas namówić Mateusz Morawiecki, to rozwój w ramach UE czy poza nią.