Nie byłem zwolennikiem tez głoszonych przez Platformę Obywatelską, kiedy jeszcze rządziła, sprowadzających się do hasła „biznes ponad wszystko". Ten tok myślenia doprowadził do zaburzenia standardów zachodnich demokracji, choćby stabilności na rynku pracy. Jestem zwolennikiem przychylnej neutralności państwa wobec ludzi, którzy tworzą naszą gospodarkę. PiS tę neutralność swoim pomysłem właśnie zaburza. Zniechęcając do aktywności zdolnych, a w najgorszym przypadku skłaniając ich do kombinowania.
W ten sposób wizja rządu premiera Mateusza Morawieckiego jako rządu innowacyjnego, kładącego nacisk na rozwój, postęp i wiedzę, w których premiowani są aktywni, utalentowani i odważni, coraz bardziej się rozmywa. A wraz z nią rozmywa się kurs na elektorat centrum i klasę średnią, która miała być nowym źródłem poparcia dla partii Jarosława Kaczyńskiego.
PiS tymczasem ugruntowuje swoją pozycję partii socjalnej, gubiąc się w przekazie nowego gabinetu, który przyszedł po kojarzonym z 500 + rządem Beaty Szydło, zorientowanym tylko na słabsze i zaniedbane przez dekady grupy obywateli.
Utalentowany bankier wygląda w tej scenerii groteskowo i niewiarygodnie. Bo nie sądzę, aby zabieranie bogatym i dawanie biednym mieściło się w jego rzeczywistych przekonaniach. To cena politycznego gorsetu, który musiał bezdyskusyjnie włożyć, przyjmując tekę premiera. W efekcie teraz Morawiecki nie pokazuje nowej twarzy PiS, jedynie uwydatnia tę starą, socjalną, powiatową.
Szkoda, że tak szybko zapomniał, że kierując się w stronę tych, co chętnie już wzięli i chętnie konsumują, piętnując jednocześnie tych, którzy są kołem zamachowym naszej gospodarki, nigdy nie zbuduje silnego, nowoczesnego państwa, o których tak chętnie mówi w licznych wystąpieniach.