Rozprawa wyznaczona na drugim końcu Polski i poprzedzona długą podróżą samochodem lub samolotem, a bywa, że i noclegiem wykupionym po to, by możliwe było dotarcie do sądu na 8:30 po to jedynie, by na drzwiach sali sądowej przeczytać kartkę informującą, że „z powodu choroby referenta (tj. sędziego referenta) sprawa zdjęta z wokandy". Kilkaset kilometrów przejechanych w przeddzień Wigilii, jak na złość na trasie, gdzie nie pomyślano o wybudowaniu autostrady celem dowiedzenia się, że z uwagi na nieobecność świadka wywołaną brakiem wezwania go na termin, sprawa odroczona jest na termin kolejny, dajmy na to, w maju następnego roku. Święta spędzone na pisaniu apelacji w sprawie, w której uzasadnienie wyroku sporządzono wprawdzie po wielomiesięcznym okresie oczekiwania na lepsze czasy, lecz ze względu na nieuchronny okres statystyczny i zbliżający się koniec roku, nadano je w pierwszych dniach grudnia. Zarządzenie o zwrocie pozwu z powodu niewniesienia opłaty stosunkowej, choć potwierdzenie przelewu załączono doń, z całą pewnością sporządzone we wrześniu, lecz nadane w grudniu, traf chciał, że tuż przed Świętami.