Może to kwestia zarobków. Co pan sądzi o płacach prokuratorów i sędziów – czy są godziwe?
To kwestia gruntownie zmitologizowana i często przedstawiana w fałszywym świetle. Problem bierze się stąd, że naturalnym punktem odniesienia dla korpusu sędziowsko-prokuratorskiego są płace pozostałych profesji prawniczych, a więc adwokatów, radców czy notariuszy. Proszę jednak pamiętać, że zawody te są wykonywane na własny rachunek i własne ryzyko, a klienci – jak to na rynku – raz są, raz ich nie ma. Nie jestem więc pewien, czy to właściwy punkt odniesienia. W porównaniu z resztą sfery budżetowej sędziowie i prokuratorzy zarabiają naprawdę przyzwoicie. Uposażenie początkującego sędziego/prokuratora (znacznie mniejsze zresztą – bo o 22 proc. – od przeciętnego wynagrodzenia sędziego/prokuratora rejonowego) stanowiło w 2009 r. przeszło dwukrotność krajowej średniej. Gdy uwzględnić fakt, że te grupy zawodowe mają odrębny system emerytalny (niezmiernie korzystny), w związku z czym od ich płac nie są odprowadzane składki emerytalne, staje się ono o jeszcze 14 proc. wyższe i stanowi 2,5-krotność średniego rocznego wynagrodzenia. Proszę mi pokazać innego pracownika budżetówki, który na samym początku kariery, czyli na dzień dobry, dostaje prawie 7 tys. zł. Z naszych analiz wynika również, że w Unii niemało jest krajów, w których początkujący sędzia/prokurator zarabia zaledwie równowartość przeciętnej płacy. Byłbym ostatnim, który by oponował przeciw dalszemu podnoszeniu uposażeń sędziów i prokuratorów, należy jednak również docenić wysiłki państwa, jeśli idzie o kształtowanie ich płac na godziwym poziomie.
Może mamy po prostu za dużo sędziów i prokuratorów i stąd te trudności z zapewnieniem im elitarnego wynagrodzenia?
Zaliczam się do tych, którzy uważają, że korpus sędziowsko-prokuratorski jest zbyt liczny, choć nadal rośnie i pod koniec ubiegłego roku mieliśmy już 10,3 tys. sędziów, o 4,1 proc. więcej niż w roku 2008. Pod względem liczby sędziów ustępujemy tylko Niemcom, lecz jest to kraj 2,5 razy liczebniejszy i o strukturze federacyjnej, która wymusza dużą ich liczbę. Jeśli zaś idzie o prokuratorów, to w tej mierze nawet Niemiec nam nie podskoczy. Mamy ich o przeszło tysiąc więcej, co oczywiście daje Polsce bezapelacyjne pierwsze miejsce wśród krajów Unii. Nadal zbyt mało mamy natomiast adwokatów i radców prawnych oraz reprezentantów pozostałych zawodów prawniczych.
Niech pan tak nie mówi, przybywa ich mnóstwo z roku na rok.
Wbrew szumnym zapowiedziom liczba radców i adwokatów wykonujących zawód zwiększyła się nieznacznie (w roku 2010, w porównaniu z 2008, zaledwie o kilka procent) i mamy ich wciąż poniżej 30 tys., co oznacza, że jeden przedstawiciel sądowej obsługi prawnej przypada w Polsce na nieco poniżej 1,3 tys. mieszkańców, podczas gdy we Włoszech i Grecji – na 300. Przy czym jakoś nie docierają do mnie z tych krajów informacje o ich masowym bezrobociu, co zdają się sugerować w odniesieniu do nas (dodajmy – zupełnie gołosłownie, co sami zresztą przyznawali) indagowani przez „Rzeczpospolitą" szefowie okręgowych izb adwokackich.