Kosztami Temidy nikt się nie przejmuje

Kosztami Temidy nikt się nie przejmuje - twierdzi prof. Andrzej Siemaszko, dyrektor Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości

Publikacja: 08.08.2011 04:45

Kosztami Temidy nikt się nie przejmuje

Foto: Fotorzepa, Bartosz Sadowski BS Bartosz Sadowski

Przeglądając księgę jubileuszową na XX-lecie Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości „Stosowanie prawa", zwróciłem uwagę na opracowanie „Statystyczny obraz tymczasowego aresztowania w Polsce i w krajach UE". Ze zdziwieniem stwierdziłem, że pod względem częstości jego stosowania jesteśmy unijnymi średniakami i między bajki należy włożyć twierdzenia, że aresztu się w Polsce nadużywa.

Odpowiada Andrzej Siemaszko, dyrektor Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości:

Opinia publiczna była przez lata utwierdzana w przekonaniu, że polityka aresztowa jest w naszym kraju wyjątkowo rygorystyczna, a tak nie jest. Może więc właśnie ten tekst przyczyni się do zmiany poglądów w tej mierze, także specjalistów z dziedziny prawa karnego.

Od wielu lat śledzą państwo praktykę prokuratorsko-sądową. Co zwraca pana szczególną uwagę?

Swoista biegłomania. Biegłych powołuje się nawet w najprostszych i oczywistych sprawach. Cała Polska słyszała rozpaczliwe kwiczenie prosiaka zawleczonego do Ministerstwa Rolnictwa. I w sprawie tej, a jakże, został powołany biegły gwoli ustalenia poziomu dyskomfortu psychicznego prosiaka. Odnoszę wrażenie, że wytworzyło się nawet błędne koło: organy ścigania obawiają się, że jak się nie powoła biegłego, to można w sądzie dostać gola, z kolei pierwsza instancja żywi tę obawę wobec instancji odwoławczej i kółko się zamyka.

Chce pan powiedzieć, że polskim wymiarem sprawiedliwości rządzą biegli?

Regułą raczej, a nie absolutnym wyjątkiem jest niestety formułowanie pytań do biegłych w rodzaju „kto winien"? Poziom ich opinii zaś jest, ogólnie biorąc, dość niski. A to wszystko zabiera czas, przede wszystkim jednak kosztuje. W jednej z badanych przez nas ostatnio spraw o rozpowszechnianie pornografii, nie nazbyt skomplikowanej zresztą, powołano kilkunastu biegłych.

Aż się narzuca pytanie o koszty ponoszone przez Temidę.

Generalnie odnoszę wrażenie, że kosztami nikt się specjalnie nie przejmuje. Panuje przekonanie, że wymiar sprawiedliwości musi kosztować, co prowadzi do takich aberracji, jak przesłuchanie przeszło 70 tys. świadków w głośnej ostatnio sprawie o fałszowanie podpisów na listach poparcia jednego z kandydatów na prezydenta, z czego zresztą najwyraźniej wydawał się dumny rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Odczuwam jednak pewien niedosyt: co z pozostałymi 30 tysiącami świadków? Przecież ich podpisy też mogły być sfałszowane. Serio już: czy ktokolwiek zadał sobie pytanie o koszty przesłuchania takiej armii świadków (pisma procesowe, zwrot kosztów dojazdu, nieobecności w pracy, ewentualne diety itp.)? Postępowanie to trwało ponoć sześć lat, kosztowało kilkanaście milionów złotych i zaangażowało zapewne bez reszty tamtejsze organy ścigania. Sprawa ta ma niewątpliwie duże szanse w konkursie na absurd roku. Obserwujemy również niepokojące zjawisko nadużywania europejskiego nakazu aresztowania, co także generuje pokaźne koszty. Trudno uwierzyć, ale w jednej z badanych przez nas spraw wystawiono ENA wobec oskarżonego o nielegalny odłów sandacza (sztuk jeden) o wartości 23,10 zł. Przykłady podobnej nonszalancji kosztowej można mnożyć.

Instytut specjalizuje się w badaniach praktyki sądowej i prokuratorskiej. Jak ocenia pan jej poziom?

Proszę o następne pytanie. A poważnie – nie jest on zbyt wysoki. W jednym z badań wykryliśmy skazanie na 200 stawek dziennych, podczas gdy maksymalna ich liczba wynosi, jak wiadomo, 180. Ściągnęliśmy te akta ponownie, podejrzewając naszą pomyłkę. Nie było jej niestety. Skazanie na karę nieznaną ustawie nie miało po prostu prawa się zdarzyć. Z naszych ustaleń wynika ponadto nagminnie błędne stosowanie umorzenia postępowania z powodu „znikomej społecznej szkodliwości" zarówno w prokuraturach, jak i sądach, choć w tych drugich zdarza się to rzadziej.

Może to kwestia zarobków. Co pan sądzi o płacach prokuratorów i sędziów – czy są godziwe?

To kwestia gruntownie zmitologizowana i często przedstawiana w fałszywym świetle. Problem bierze się stąd, że naturalnym punktem odniesienia dla korpusu sędziowsko-prokuratorskiego są płace pozostałych profesji prawniczych, a więc adwokatów, radców czy notariuszy. Proszę jednak pamiętać, że zawody te są wykonywane na własny rachunek i własne ryzyko, a klienci – jak to na rynku – raz są, raz ich nie ma. Nie jestem więc pewien, czy to właściwy punkt odniesienia. W porównaniu z resztą sfery budżetowej sędziowie i prokuratorzy zarabiają naprawdę przyzwoicie. Uposażenie początkującego sędziego/prokuratora (znacznie mniejsze zresztą – bo o 22 proc. – od przeciętnego wynagrodzenia sędziego/prokuratora rejonowego) stanowiło w 2009 r. przeszło dwukrotność krajowej średniej. Gdy uwzględnić fakt, że te grupy zawodowe mają odrębny system emerytalny (niezmiernie korzystny), w związku z czym od ich płac nie są odprowadzane składki emerytalne, staje się ono o jeszcze 14 proc. wyższe i stanowi 2,5-krotność średniego rocznego wynagrodzenia. Proszę mi pokazać innego pracownika budżetówki, który na samym początku kariery, czyli na dzień dobry, dostaje prawie 7 tys. zł. Z naszych analiz wynika również, że w Unii niemało jest krajów, w których początkujący sędzia/prokurator zarabia zaledwie równowartość przeciętnej płacy. Byłbym ostatnim, który by oponował przeciw dalszemu podnoszeniu uposażeń sędziów i prokuratorów, należy jednak również docenić wysiłki państwa, jeśli idzie o kształtowanie ich płac na godziwym poziomie.

Może mamy po prostu za dużo sędziów i prokuratorów i stąd te trudności z zapewnieniem im elitarnego wynagrodzenia?

Zaliczam się do tych, którzy uważają, że korpus sędziowsko-prokuratorski jest zbyt liczny, choć nadal rośnie i pod koniec ubiegłego roku mieliśmy już 10,3 tys. sędziów, o 4,1 proc. więcej niż w roku 2008. Pod względem liczby sędziów ustępujemy tylko Niemcom, lecz jest to kraj 2,5 razy liczebniejszy i o strukturze federacyjnej, która wymusza dużą ich liczbę. Jeśli zaś idzie o prokuratorów, to w tej mierze nawet Niemiec nam nie podskoczy. Mamy ich o przeszło tysiąc więcej, co oczywiście daje Polsce bezapelacyjne pierwsze miejsce wśród krajów Unii. Nadal zbyt mało mamy natomiast adwokatów i radców prawnych oraz reprezentantów pozostałych zawodów prawniczych.

Niech pan tak nie mówi, przybywa ich mnóstwo z roku na rok.

Wbrew szumnym zapowiedziom liczba radców i adwokatów wykonujących zawód zwiększyła się nieznacznie (w roku 2010, w porównaniu z 2008, zaledwie o kilka procent) i mamy ich wciąż poniżej 30 tys., co oznacza, że jeden przedstawiciel sądowej obsługi prawnej przypada w Polsce na nieco poniżej 1,3 tys. mieszkańców, podczas gdy we Włoszech i Grecji – na 300. Przy czym jakoś nie docierają do mnie z tych krajów informacje o ich masowym bezrobociu, co zdają się sugerować w odniesieniu do nas (dodajmy – zupełnie gołosłownie, co sami zresztą przyznawali) indagowani przez „Rzeczpospolitą" szefowie okręgowych izb adwokackich.

Jaka przyszłość czeka polski wymiar sprawiedliwości?

Jestem umiarkowanym optymistą. Mamy armię sędziów i prokuratorów i bardzo rozbudowany aparat administracyjny, zwłaszcza w sądownictwie. Ale mamy też zwiększający się z roku na rok korpus referendarzy i asystentów – przeciętnie co trzeci sędzia ma już asystenta. I bardzo dobrze! Ufam, że spore nakłady, jakie w ostatnich latach poczyniono: zarówno rzeczowe (informatyzacja), jak i osobowe (asystenci, referendarze), pozwolą wreszcie na osiągnięcie pewnej masy krytycznej, po której przekroczeniu efektywność sądownictwa i prokuratury będzie porównywalna do tej w krajach Europy Zachodniej.

Wciąż to kwestia przyszłości. Spektakularnych efektów w postaci np. wyraźnego zwiększenia szybkości postępowań wciąż nie ma.

Niestety. Z mojej analizy zamieszczonej w księdze IWS wynika, że w 2008 r. sprawa o zabójstwo trwała w Polsce przeciętnie 14 miesięcy, w Finlandii zaś i Holandii – nieco powyżej trzech miesięcy, sprawa o rozbój – u nas 11 miesięcy, w Estonii – niespełna cztery, a w Holandii – miesiąc. Moje osobiste kontakty z wymiarem sprawiedliwości są na szczęście dość ograniczone, ale i tu mam kąsek nader smakowity. Występuję oto po stronie powodowej w błahej w sumie sprawie o wyodrębnienie naszej nieruchomości z zasobów mieszkaniowych pewnej spółdzielni. I, proszę sobie wyobrazić, że trwa ona w jednym z sądów okręgowych (w pierwszej instancji, ma się rozumieć) już lat... dziewięć. W razie czego służę sygnaturą. I końca nie widać. Mamy zapewne wyjątkowego pecha, ale przykład ten wydaje się dość wymowny. Polski wymiar sprawiedliwości pozostaje nadal daleki od pełnej efektywności.

Z czym więc wiązać nadzieję?

W ostatnich latach zrobiono naprawdę wiele, by wymiar sprawiedliwości usprawnić. Fantastycznie działa lubelski e-sąd, wielkie nadzieje pokładam też w elektronicznej rozprawie, zwłaszcza w odejściu od anachronicznego sposobu utrwalania jej przebiegu przez protokolantów, co zresztą postuluję od lat. Podoba mi się również system nadzoru elektronicznego i warto go upowszechniać. Przyklasnąć też należy niedawnej decyzji o likwidacji „bezrobotnych" wydziałów pracy i gospodarczych, przy czym postulowałbym, by pójść za ciosem i odważyć się wreszcie na likwidację również najmniej obciążonych sądów, i to nie tylko rejonowych. W Anglii, przykładowo, trwa właśnie likwidacja, bagatela, 142 sądów, bo okazały się zbyt kosztowne, a trzeba oszczędzać. Warto i u nas pójść tym tropem.

Czy władza wykorzystuje dorobek pańskiego instytutu?

Zdarzało się to wielokrotnie. Nasze badanie doprowadziło m.in. do uchwalenia nowej ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych, publikowany zaś w księdze raport badawczy nt. stalkingu – do kryminalizacji tego procederu. Mam nadzieję, że podstawą zmian ustawowych staną się też nasze badania dotyczące upadłości konsumenckiej i znęcania się nad zwierzętami.

Więcej w serwisie:

Prawnicy, doradcy i biegli

Przeglądając księgę jubileuszową na XX-lecie Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości „Stosowanie prawa", zwróciłem uwagę na opracowanie „Statystyczny obraz tymczasowego aresztowania w Polsce i w krajach UE". Ze zdziwieniem stwierdziłem, że pod względem częstości jego stosowania jesteśmy unijnymi średniakami i między bajki należy włożyć twierdzenia, że aresztu się w Polsce nadużywa.

Odpowiada Andrzej Siemaszko, dyrektor Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości:

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: "Zniknięty" projekt o neosędziach
Opinie Prawne
Tomasz Korczyński: Weekend różnych wyborów
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Prezes UODO jednak też strzela każdemu
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Deregulacja VAT
Opinie Prawne
Zacharski, Rudol: O niezależności adwokatury przed zbliżającymi się wyborami