Wojny kulturowe w polskich sądach

Sędziowie nie są powołani do rozstrzygania sporów świato?poglądowych – zauważa ?radca prawny, Michał Kocur

Aktualizacja: 28.01.2014 16:04 Publikacja: 28.01.2014 15:19

Red

Sąd Najwyższy uznał niedawno, że udzielenie sakramentu będącemu w śpiączce ateiście narusza jego wolność sumienia i jest podstawą do żądania zadośćuczynienia. [(„Rz" z 28 listopada 2013 r.) "Sakramentalna krzywda"] Sprawa ta jest ciekawym przykładem przenoszenia „wojen kulturowych" do polskich sądów. Jest ich więcej, np. sprawa Alicji Tysiąc przeciwko wydawcy „Gościa Niedzielnego" (aborcja), sprawa wrocławskich licealistów przeciwko prof. Ryszardowi Legutce (symbole religijne w sferze publicznej) czy sprawa parlamentarzystów Twojego Ruchu dotycząca usunięcia krzyża z sali obrad Sejmu (symbole religijne w sferze publicznej).

Schemat jest identyczny. Strona powodowa domaga się ochrony dóbr osobistych – wolności sumienia, dobrego imienia, prywatności itp. W istocie jednak chodzi nie tyle o ochronę dóbr osobistych, ile o potwierdzenie autorytetem władzy sądowej ideologicznych poglądów powoda, by sądy przyznały, że poglądy te są słuszne, a poglądy osoby pozwanej zasługują na oficjalne potępienie i nie mieszczą się w granicach tego, co w debacie publicznej można głosić. Każda z takich spraw jest szeroko komentowana w mediach. Czasami powodom udaje się osiągnąć cel. W sprawie Alicji Tysiąc sąd określił artykuł w „Gościu Niedzielnym" jako „język nienawiści". Czasami kończą się klapą, jak pozew posłów związanych z ugrupowaniem Janusza Palikota. Nawet jednak sprawy przegrane w sądach nie są w istocie przegrane – przez kilka miesięcy powód występuje w mediach, żali się na doznane krzywdy, przybiera pozę obrońcy praw uciśnionych przez konserwatywny establishment, Kościół, patriarchat etc. Zawsze też może się odgrażać, że są jeszcze sądy w Strasburgu.

Nie dać się wciągnąć

Z punktu widzenia interesu publicznego powyższy trend jest niepokojący. Sądy nie są powołane do rozstrzygania sporów światopoglądowych. Sędziowie nie mają odpowiednich do tego narzędzi.

Przepisy o ochronie dóbr osobistych są sformułowane w sposób ogólny i nie dają  im żadnej wskazówki. Sędziowie nie powinni pozwalać wciągać się w ideologiczne spory. Najlepsze, co mogą zrobić, to  dobrze ocenić, co jest istotą sporu: czy sąd ma do czynienia rzeczywiście z osobą pokrzywdzoną, czy też z kimś, kto pozew wniósł po to, żeby promować swoje ideologiczne poglądy lub też poglądy jakiejś fundacji, partii czy środowiska politycznego. Sądy oczywiście nie mogą pozwu odrzucić dlatego, że sprawa ma charakter ideologiczny. Mogą za to – uznając, że istota sporu jest inna niż wskazana w pozwie – podejść do sprawy ostrożnie, z rezerwą traktując twierdzenia pozwanego o pokrzywdzeniu.

Podkreślam: z rezerwą, nie zaś ze z góry przyjętym nastawieniem, że pozew należy oddalić. Nie można bowiem wykluczyć, że po pierwsze ocena ta będzie trudna i sąd  się pomyli, a po drugie, że w konkretnej sprawie element ideologiczny i element osobistej krzywdy wystąpią obok siebie. W takiej ocenie główną rolę odgrywa zdrowy rozsądek. Jeżeli, jak w sprawie, o której wspomniałem na początku, ateista domaga się zadośćuczynienia za bycie przedmiotem czysto symbolicznych praktyk religijnych, których nie obejmował swoją świadomością, to oczywiste jest, że mamy do czynienia z poważnym nadużyciem przez powoda przepisów o ochronie dóbr osobistych. Warto także pamiętać, że w sprawach, o których tutaj mowa, dobra powoda wchodzą w konflikt z chronionymi prawem dobrami pozwanego, najczęściej z wolnością słowa. Wskazane byłoby, gdyby sądy za zasadę uznawały pierwszeństwo wolności słowa nad subiektywnym przekonaniem powoda o doznanej krzywdzie.

Skutki mogą być opłakane

Są dwie przyczyny, dla których sądy angażują się w spory ideologicznie. Pierwsza to naiwność lub obojętność. Sędziowie często nie dostrzegają, że powód traktuje swoją sprawę jako instrument w ideologicznym sporze lub też nie widzą powodu, by sprawę taką oceniać w jakikolwiek sposób odmiennie.

Drugą przyczyną jest ideologiczna pasja sędziów. Lektura niektórych wyroków dowodzi, że sędziowie potrafią wykorzystywać uzasadnienia orzeczeń do tego, żeby z entuzjazmem obwieszczać światu swoje ideologicznie przekonania. Niełatwo im tego uniknąć. Potrzebne jest życiowe doświadczenie, zrozumienie intelektualnego kontekstu sporu, zdolności do rozróżnienia poglądów prawnych i osobistych oraz umiejętność trzymania w ryzach tych ostatnich. Jeżeli tych cech sędziom zabraknie, czeka nas upolitycznienie sądów.

Sądy zideologizowane są stronnicze i niesprawiedliwe. Przez ideologiczne zaangażowanie tracą swój autorytet. Nie twierdzę oczywiście, że za chwilę każdy sąd okręgowy w Polsce stanie się areną spektakularnych ideologicznych sporów, ale sprawy, o których piszę, są na tyle medialne, że mają wpływ na  publiczną ocenę. Byłoby niedobrze, gdyby sądy poza tym, że są powszechnie uznawane za powolne i niesprawne, były również postrzegane jako upolitycznione i stronnicze.

Autor jest radcą prawnym w Kancelarii  Woźniak Kocur, specjalizuje się w procesach cywilnych

Opinie Prawne
Zacharski, Rudol: O niezależności adwokatury przed zbliżającymi się wyborami
Opinie Prawne
Tomasz Tadeusz Koncewicz: najściślejsza unia pomiędzy narodami Europy
Opinie Prawne
Piotr Szymaniak: Dane osobowe też mają barwy polityczne
Opinie Prawne
Piotr Młgosiek: Indywidualna weryfikacja neosędziów, czyli jaka?
Opinie Prawne
Pietryga: Czy repolonizacja zamówień stanie się faktem?