Żałuję, że na studiach nie imprezowałam

Prof. Teresa Liszcz, ?sędzia Trybunału Konstytucyjnego o tym, jak została prawnikiem

Publikacja: 19.02.2014 11:14

W Trybunale Konstytucyjnym zgłasza pani bardzo często, może nawet najczęściej, zdania odrębne...

Teresa Liszcz: Nie wiem, czy najczęściej, ale na pewno często. Po prostu, jeżeli jestem do czegoś mocno przekonana – nie odpuszczam.  W ważnych sprawach ludzkich i kwestiach sumienia muszę dać wyraz swojemu stanowisku, gdy nie udało mi się przekonać większości składu orzekającego.

A jak było na studiach? Też była pani taką indywidualistką?

W czasie studiów na UMCS ?w Lublinie nie imprezowałam, czego potem trochę żałowałam. Uczyłam się pilnie, żeby zasłużyć na stypendium naukowe, ?bo z niego się utrzymywałam. Uczęszczałam za to do duszpasterstwa akademickiego przy KUL. Kierował nim wtedy wspaniały ksiądz, o. Hubert Czuma, jezuita.

Od początku ciągnęło panią ?do pracy naukowej?

Właściwie tak, choć na początku bardzo imponował mi też zawód adwokata. Naoglądałam się w czasach licealnych francuskich filmów, w których szlachetni adwokaci ratowali prawie z windy na szafot niewinnych skazańców. Przeszło mi po pewnym doświadczeniu, jeszcze z czasów studenckich. Z Kołem Naukowym Prawników UMCS pojechałam do Puław na głośną sprawę volksdeutscha. Bronił go najlepszy lubelski adwokat. Wygłosił płomienną mowę, głównie o jego zasługach po wojnie, którą zakończył stwierdzeniem, że jego klient powinien dostać Krzyż Zasługi. Kiedy w drodze powrotnej zapytałam, czy naprawdę sądzi, że oskarżony powinien dostać ten krzyż, spojrzał na mnie jak na idiotkę i odpowiedział ze złością: „Oczywiście, powinien dostać krzyż, ale drewniany, szubienicę".

Dlaczego zajęła się pani ?naukowo prawem pracy?

Miałam pracować w Katedrze Prawa Cywilnego. ?Do dziś zresztą ?mam podziw ?dla piękna, oszlifowanych od czasów rzymskich, konstrukcji cywilistycznych. Jednak kiedy byłam na piątym roku, zmarł prof. Aleksander Wolter, kierownik tej katedry. Nie byłam pewna, czy jego następca zechce mnie przyjąć. Otrzymałam propozycję od prof. Eugeniusza Modlińskiego z Katedry Prawa Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Kiedy się okazało, że w „cywilnej" katedrze też było dla mnie miejsce, byłam już po słowie z prawem pracy... Dałam się przekonać tym, że prawo cywilne istniało wtedy głównie w książkach, a prawo pracy żyło, było potrzebne ludziom.

Współtworzyła pani „Solidarność" uczelnianą, więc czas uczelniany nie był zupełnie spokojny.

Kiedy przyszedł rok 80., byłam adiunktem. Należałam też, jak większość kolegów, do Związku Nauczycielstwa Polskiego, pełniłam tam funkcję społecznego radcy prawnego pracowników. We wrześniu, będąc w Warszawie, wstąpiłam na UW, a tam pełno plakatów i ogłoszeń o tworzeniu „S". Wkrótce odbyło się u nas zebranie wydziałowego ZNP. ?Z kilkoma koleżankami i kolegami, m.in. z późniejszym ministrem pracy  Andrzejem Bączkowskim i prof. Zbigniewem Hołdą, przekształciliśmy je w założycielskie zebranie „Solidarności" na wydziale. Zostałam przewodniczącą komitetu założycielskiego.

A jak trafiła pani do Sejmu?

Trochę za sprawą Jerzego Urbana. Wkrótce po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu osławiony rzecznik rządu PRL zapowiedział, że jako bezpartyjny zamierza kandydować do Sejmu z 35-proc. puli mandatów dla opozycji (bezpartyjnych). Mąż zażartował, że w  takim razie ja, jako członek „S" i jednocześnie ZSL, powinnam ubiegać się o mandat z puli partyjno-rządowej. Po godzinie przyszli do nas koledzy z „S", prof. Jerzy Bartmiński i prof. Zbigniew Hołda, i – całkiem poważnie – zaproponowali mi kandydowanie z puli ZSL. Zgodziłam się i kandydowałam z poparciem „S".  Dostałam się do Sejmu w pierwszej turze jako jedna z trzech osób w całym kraju. Potem jeszcze dwa razy byłam wybierana do Sejmu i raz do Senatu – z ramienia PC i AWS. Zawsze – obok innych komisji – pracowałam w Komisji Ustawodawczej. Dwukrotnie byłam jej przewodniczącą.

Uczestniczyła pani w tworzeniu prawa. Krytyka ustawodawcy jest przesadzona?

Niestety, nie. Nieraz widziałam, jak posłowie tworzyli projekty ustaw lub poprawki do projektów na kolanie, w hotelu sejmowym, restauracjach. ?Wielu uważało, że skoro zostali wybrani, to znaczy, że na wszystkim się znają. Niechętnie słuchali legislatorów.

Dziś może pani poprawiać to, ?co zepsują posłowie...

Niezupełnie. Możemy tylko eliminować z prawa przepisy niezgodne z konstytucją. ?Nie możemy tworzyć nowych. ?To należy do ustawodawcy.

Prywatnie podobno jest pani miłośniczką kotów.

Kocham wszystkie zwierzęta, ale najbardziej rzeczywiście koty. Mam ich w domu sześć. Mają swoje charakterki, czasem zdemolują mieszkanie, kiedy indziej rozsypią maszynopis, najgorzej gdy jest obszerny i nieponumerowany. Ale wszystko im wybaczam.

W Trybunale Konstytucyjnym zgłasza pani bardzo często, może nawet najczęściej, zdania odrębne...

Teresa Liszcz: Nie wiem, czy najczęściej, ale na pewno często. Po prostu, jeżeli jestem do czegoś mocno przekonana – nie odpuszczam.  W ważnych sprawach ludzkich i kwestiach sumienia muszę dać wyraz swojemu stanowisku, gdy nie udało mi się przekonać większości składu orzekającego.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi