Reklama

Tomasz Pietryga o wycince drzew na potrzeby inwestycji

Pewien przedsiębiorca wyciął ponad 250 drzew, by sprzedać atrakcyjną działkę deweloperom.

Publikacja: 30.05.2015 08:35

Tomasz Pietryga

Tomasz Pietryga

Foto: Rzeczpospolita

Staranie się o zezwolenia na wycinkę było zbędne, bo opłata karna, ponad milion złoty, którą wymierzył mu burmistrz, była zapewne wkalkulowana w cenę działki.

Tyle tylko, że zaradny przedsiębiorca owej kary zapłacić i tak nie chciał, a wszystkie gminne służby okazały się wobec tego faktu bezradne. Spór przeniósł się na drogę sądowoadministracyjną i trwał osiem lat, by trafić do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Ten rozłożył ręce, uznając, że trzeba poczekać na nowe przepisy, bo obecne zakwestionował Trybunał Konstytucyjny, dając posłom 18 miesięcy na ich przygotowanie.

W efekcie sprawa zaradnego przedsiębiorcy może się przedawnić, czyli rażące złamanie prawa będzie zupełnie bezkarne. A urzędnicy i inspektorzy też rozłożą ręce.

Podobnych historii, wraz z rosnącą ekspansją firm budowlanych, mamy coraz więcej. Choćby park w centrum Warszawy, gdzie pewnego dnia bez konsultacji z mieszkańcami i konserwatorem przyrody wycięto kilkaset starych drzew, które najwyraźniej przeszkadzały deweloperom. Nikt nikogo o nic nie pytał, nie informował, ot, stało się.

Państwo znowu nic nie mogło zrobić, aby zatrzymać barbarzyńską wycinkę czy ukarać sprawców oraz tych, którzy sprawę – celowo bądź nie – zaniedbali. Okazało się to ponad siły odpowiedzialnych służb. Bo są takie miejsca w Polsce, gdzie prawo stanowią deweloperzy.

Reklama
Reklama

A inspekcje, kontrole i kary są dla maluczkich. Ich łatwo ukarać kosmiczną opłatą np. za wycinkę jednego drzewa złamanego w czasie burzy. Całkiem niedawno opisywaliśmy taką sprawę na łamach „Rzeczpospolitej". W takich sytuacjach urzędnicy szybko mogą wykazać, jakie przepisy i procedury zostały naruszone. I zażarcie bronić naruszonego prawa przed sądem.

Jakaś niemoc ich za to ogarnia, gdy deweloper wycina starodrzew w centrum miasta, a przedsiębiorca cwaniaczek bawi się w kotka i myszkę z kulawym prawem i jeszcze bardziej kulawą administracją.

To dowód, jak zepsute jest nasze państwo, jak bardzo nie działa w sytuacjach wydawać by się mogło oczywistych. Aż strach pomyśleć, co się dzieje w mniej oczywistych.

Zapraszam do lektury najnowszej „Rzeczy o Prawie".

Opinie Prawne
Mariusz Busiło: Sześć grzechów głównych zmian w ustawie o KSC
Opinie Prawne
Marek Kobylański: KSeF, czyli świat nie kończy się na Ministerstwie Finansów
Opinie Prawne
Katarzyna Szymielewicz: Kto obroni wolność słowa w sieci?
Opinie Prawne
Katarzyna Wójcik: Plasterek na ranę czy prawdziwy lek?
Opinie Prawne
Piotr Haiduk, Aleksandra Cyniak: Teoria salda czy „teoria półtorej kondykcji”?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama