Nie robiłeś jeszcze wywiadów ze swoim ministrem? – spytałem w zeszłym tygodniu kolegę z tzw. mediów narodowych. – Nie, czekam na półmetek. W piątek do niego zadzwonię i zapytam, co już udało się osiągnąć za jego rządów, a co jeszcze zostanie zrealizowane. Dziwne, że wciąż sami takich konferencji nie urządzili – odpowiedział kolega.

Bo faktycznie, według wszelkich znaków na niebie i ziemi ani się nie obejrzeliśmy, jak minął półmetek rządu Mateusza Morawieckiego, który z woli prezydenta Andrzeja Dudy formuje gabinet i w przyszłym tygodniu będzie prezentował exposé, a potem Sejm zapewne nie udzieli temu rządowi wotum zaufania. I tak miną sobie dwa tygodnie, po których ministrowie – w większości nowi – otrzymają opiewający na kilkanaście tysięcy złotych przelew za ten czas intensywnej pracy dla ojczyzny. Zapewne to miło przed świętami taki przelew otrzymać.

Tymczasem jednak widzimy rządzenie za pomocą rozporządzeń – ten akt prawny całej Rady Ministrów lub jej poszczególnych członków można wydać bez konieczności kierowania go do parlamentu. Przez ostatnie półtora tygodnia pokazało się 80 projektów rozporządzeń. Do Sejmu trafiła właśnie rządowa autopoprawka w sprawie wynagrodzeń sędziów i prokuratorów, która ma je podnieść… Czy tak samo chętnie rząd by ją przygotował, gdyby odpowiadał także za realizację przyszłego budżetu? Robi to przecież jako przyszła opozycja. Zresztą są poważne wątpliwości prawne, czy parlament obecnej kadencji może w ogóle pracować nad projektem ustawy budżetowej, złożonym do Sejmu kadencji minionej. I według marszałka Szymona Hołowni projektu budżetu nie ma wcale – więc należałoby jakiś złożyć.

Ten rządowy teatr cieni jest niestety spektaklem, bez którego nasza demokracja mogła się obyć. Najbardziej jednak smuci, że z pierwszego planu znika pojęcie, które powinno być centralnym punktem myślenia o polityce: dobro wspólne. Podobno przyświeca politykom wszystkich opcji. Chyba świeci za jasno, skoro zamykają na nie oczy. Innego wyjaśnienia nie widzę.

Czytaj więcej

Szynkowski vel Sęk: Trzeba do końca walczyć, by Polska nie wpadła w ręce Tuska