Wojna w Ukrainie pokazała, jak wielkie serca mają Polacy. W krótkim czasie powstało tysiące inicjatyw, gdzie osoby prywatne i ludzie biznesu organizowali pomoc dla potrzebujących.
Jak pokazuje raport Edukacyjnej Fundacji im. Romana Czerneckiego „Filantropia w Polsce”, do tej pory przez jedną tylko platformę crowdfundingową (Siepomaga.pl) ponad 1,4 mln osób przekazało niemal 95 mln zł, a firmy przekazały pomoc rzeczową w wysokości 100 mln zł.
To krzepiące dane, które ujawniają, że wśród przedstawicieli biznesu chęć zaangażowania się w sprawy społeczne rośnie. Filantropia, która rozwijała się w II RP, a w PRL-u i później była czymś podejrzanym, teraz powoli staje się wizytówką świadomego przedsiębiorcy. Daleko nam jednak do standardów ukształtowanych od lat na Zachodzie, gdzie wytworzono nie tylko rozwiązania prawne dla rozwoju filantropii, ale też odpowiedni klimat, świadomość społeczną.
Przeszkód jest wiele i nie chodzi tylko o te stawiane przez państwo. Eksperci od lat podnoszą, że stymulatorem rozwoju filantropii byłyby dalsze zachęty podatkowe. I to się powoli dzieje, m.in. na skutek nacisków ze strony przedsiębiorców rząd wprowadził udogodnienia podatkowe dla darczyńców, którzy wsparli działania na rzecz ograniczania skutków pandemii i wojny. Teraz potrzebne są jednak rozwiązania długofalowe, nie doraźne.
Innym postulatem wartym zauważenia jest możliwość przekazywania na organizacje non profit nie tylko 1 proc. PIT, ale również CIT. Podobnie jak uregulowanie działania fundacji rodzinnych, które mimo rozpoczęcia nad tym prac legislacyjnych nie doczekały się ustawy, która zapewniłaby stabilizację na linii biznes–dobroczynność.