Rz: Jak się zaczęła pani przygoda z brydżem?
Joanna Taczewska: Mój tata grywał w brydża sportowego. Pewnego razu, gdy w naszym rodzinnym mieście odbywał się turniej, zabrał mnie ze sobą. Spotkał na turnieju wielu znajomych sprzed lat. Byłam wówczas w pierwszej klasie gimnazjum. Spodobała mi się ta gra i atmosfera zawodów. Postanowiliśmy, że w następnych wystartujemy razem, mimo że ledwo znałam zasady. Rozróżniałam kolory i potrafiłam liczyć punkty. Mimo to nie zajęliśmy ostatniego miejsca. Potem zaczęłam grywać z rówieśnikami. Okazało się, że tę dyscyplinę uprawia wielu fajnych młodych ludzi. Nawiązały się przyjaźnie. Wkrótce pojechałam na moje pierwsze młodzieżowe mistrzostwa Polski w Krynicy Morskiej, na których wraz z partnerką zdobyłyśmy złoto w turnieju dziewcząt.
Bardzo szybko osiągnęła pani sukces.
Rzeczywiście, miałam chłonny umysł. Mogłam też wiele czasu przeznaczyć na swoją pasję. Proszę jednak pamiętać, że w tych mistrzostwach brały udział osoby do 20. roku życia. Część z nich mogła, tak jak ja, grać dopiero rok.
Ile pani miała wtedy lat?