Skoro rodacy nie chcą się sami ograniczyć, trzeba ich zmusić przepisami. Stąd niedawny pomysł, by zabronić sprzedaży wysokoprocentowych alkoholi w małych butelkach, tzw. małpkach. Teraz posłowie wymyślili, by dbaniem o trzeźwość zajęły się gminy. Pomysł jest prosty: ograniczyć sprzedaż alkoholu między godz. 22 a 6 rano. To lokalne rady miałyby decydować, w którym sklepie i jaki alkohol będzie wtedy można kupić.
Fakt, że są miejsca (zwłaszcza w centrach miast), gdzie nocne sklepy z alkoholem są co krok. I pewnie niewielu się obrazi, gdy niektóre ucichną. Myślę jednak, że pomysł limitowania nie poprawi sytuacji. Może się okazać, że rady gmin nie będą zainteresowane wprowadzaniem takich ograniczeń. A nawet jeśli, to zostają jeszcze stacje benzynowe. A o nich poselski projekt nic nie mówi.
Jest wola, by zrobić coś z tym problemem. Tymczasem nie chodzi o to, by zrobić cokolwiek, lecz by zrobić to z głową. Według jakich kryteriów gminy będą decydowały, kto w nocy alkohol może sprzedawać, a kto nie? Czy głównym kryterium będzie ich widzimisię? Do tego doświadczenie uczy, że Polacy – jeśli chodzi o alkohol – zawsze sobie poradzą. Dawniej na wsiach pędzono samogon, z czego się dało, w miastach zaś popularne były meliny. A gdy za pokątną sprzedaż alkoholu zaczęto wsadzać, pojawiły się babcie meliniarki, które ze względu na wiek i słabe zdrowie do kicia się nie nadawały.
Wszyscy w okolicy wiedzieli, gdzie alkohol można kupić. Słowem, władze się zmieniały, a naród przetrwał kolejne batalie o trzeźwość. Bo ci, którzy nie piją, nie przejmą się zmianami ustawowymi. A ci, którzy piją, znajdą na nie sposób. Zaradni Białorusini z podobnymi ograniczeniami poradzili sobie, tworząc prywatne wypożyczalnie, w których za depozyt można wypożyczyć butelkę alkoholu. Gdy się pożyczki nie odda, kaucja przepada.
Alkohole 24h – te sklepy mogą zniknąć z miast >C1