Przeczytałem tekst mecenasa Rafała Dębowskiego (19 marca) z podziwem. Bo każdy kolejny artykuł ze strony adwokatury na temat deregulacji stanowi zawsze nowy wyczyn w dziedzinie jednostronności i wąskości oglądu. Podnosi on na nowo tę samą, starą śpiewkę: tylko zamknięte zawody dają bezpieczeństwo klientom. Czy zdołamy wyczytać jakieś dalsze racje? Nie bardzo. Dowiemy się za to, że autor to „rasowy prawnik". A kto go tak określił? On sam siebie. I to jest dobry przykład na argumentację samorządów prawniczych (Ojciec, chwalą nas! – Kto? – Wy mnie, a ja was!). Tymczasem sprawa wcale nie jest tak przejrzysta, jak zapewnia mec. Dębowski.
Korporacje nie dają należytej rękojmi jakości świadczonych usług. Już abstrahuję od tego, że krytykowanie prawników i stojących za nimi cechów nie jest tylko dzisiejszą modą – od wieków wyśmiewamy kauzyperdów (Krasicki, Balzac, Dickens i inni). Także dziś standardy, których strzegą samorządy, nie chronią obywateli przed indolentnymi prawnikami. Świadczą o tym statystyki: coraz niższy poziom skarg kasacyjnych (1441 odmów w 2010 r.). Podobnie sytuacja wygląda ze skargami konstytucyjnymi. Wszystko na koszt klienta (i to w sytuacji, w której obowiązuje przymus adwokacki).
Doświadczenia klientów też dostarczają zarzutów. Stosunkowo często słyszy się o przegranej sprawie, bo adwokat czy radca prawny nie uwzględnił obecnego stanu prawnego. Nie dziwią takie dowcipy: na rozprawie w prowincjonalnym sądzie aplikant nachyla się do patrona: – Ależ panie mecenasie, przecież ten przepis objęła zeszłoroczna nowelizacja! – Owszem. Ale u nas się nie przyjęła... Doprawdy, można się kłócić, jaki wpływ będzie miało poddanie rynku usług prawniczych prawidłom konkurencji. Ja też wysnuwam pozytywną prognozę (tylko inną): adwokaci i radcowie prawni do tej pory zabezpieczeni gwarancjami cechu będą musieli wykazać więcej starań w celu utrzymania renomy.
Jako student prawa nie ukrywam, że wieści o szybkiej deregulacji napawają mnie optymizmem. Wreszcie zostanie dowartościowana praca uniwersytetu. Dotychczas pięć lat żmudnej nauki i licznych egzaminów wieńczonych obroną pracy dyplomowej nic nie znaczyło. Dziś rządzący dają nam sygnał: nie traćcie czasu, uczcie się pilnie, tyle lat pracy nie będzie już tylko wprawką do aplikacji, zyskacie realne możliwości działania. Moim zdaniem to najlepszy możliwy bodziec do nauki.
Wreszcie ciekawe, czy mec. Rafał Dębowski jest prawnikiem dostępnym dla szarego człowieka? Czy potrzebującą prostej porady emerytkę stać na wizytę u „rasowego prawnika"?