Zeidler: Trup nazisty w szafie, czyli raz jeszcze o grabieżach wojennych

Niełatwo się zmagać z własną trudną przeszłością, zwłaszcza gdy co jakiś czas wychodzi na jaw, że nie wszystkie szafy są posprzątane – pisze profesor Kamil Zeidler.

Publikacja: 20.11.2013 09:45

Red

Tak też się stało ostatnio, kiedy niemiecka prasa ujawniła szokującą informację o odkryciu niewyobrażalnie wielkiej „kolekcji" nazistowskich grabieży wojennych. W tym przypadku szafa okazała się wyjątkowo wielka, a trup niewyobrażalnie wartościowy.

Co się naprawdę  zdarzyło?

Na podstawie już całkiem licznych informacji, tak prasowych, jak i oficjalnie przekazanych przez stronę niemiecką, można dziś zrekonstruować stan faktyczny. Jako pierwszy o całej sprawie napisał niemiecki „Focus", informując o sensacyjnym odkryciu po przeszło 70 latach – w jednym z mieszkań pod Monachium odnalezione zostało blisko 1500 dzieł wartych łącznie pewnie więcej niż miliard euro (o ile w ogóle można je w tej sposób wycenić). Wśród tych dzieł znajdują się prace największych artystów XX wieku, m.in. Picassa, Matisse'a, Chagalla, Toulouse-Lautreca, Renoira, Ludwika Kirchnera, Franza Marca, Maxa Liebermanna, Paula Klee, Maxa Beckmanna, Emila Nolde, Oskara Kokoschki, ale też Dürera i innych dawnych mistrzowów, jak chociażby związanego z Polską Canaletto. O istnieniu wielu z tych obrazów historycy sztuki nie mili nawet pojęcia. Co godne podkreślenia, dzieła wielu z tych twórców wcale nie były cenione przez nazistów jako „sztuka zdegenerowana". „Kolekcja" ta została odkryta wiosną 2011 r. (skorygowano później, że na przełomie lutego i marca 2012 r.), czyli już dwa lata wcześniej, przez urzędników podatkowych w mieszkaniu w Schwabing k. Monachium. Odkrycie to stanowiło jednak „wielki polityczny sekret", który pochopnie ujawniony, mógł spowodować lawinę roszczeń restytucyjnych. Podano też, że dzieła te znajdują się aktualnie w składzie celnym w Garching k. Monachium (co także zostało później zdementowane).

Historia nadająca się na dobry film sensacyjny zawiązała się w pociągu na trasie Szwajcaria–Niemcy, gdy we wrześniu 2010 r. kontrola celna ujawniła u prawie 80-letniego Corneliusa Gurlitta zaskakująco dużą sumę pieniędzy, które miał przy sobie. Kiedy kontrola skarbowa odwiedziła kilka miesięcy później jego „brudne i zatęchłe" mieszkanie, okazało się, że jest to nieprzebrany skarbiec najwspanialszej sztuki XX w., poupychanej za półkami i starymi meblami kuchennymi. Jednak, jak się później dowiedzieliśmy, Gurlitt ma także dom w Salzburgu w Austrii, w którym jeszcze nie sprawdzono, bowiem wcale nie jest to takie proste, co się znajduje. Kolejne dzieła znalazły się jednak u osób z bliskiej rodziny Gurlitta. Z dnia na dzień informacji o sprawie przybywa.

Ale o kogo tu właściwie chodzi?

Cornelius Gurlitt to syn Hildebranda Gurlitta – kluczowej postaci w całej sprawie – dyrektora Muzeum Króla Alberta w Zwickau, który stracił stanowisko w 1933 r. ze względu na swe żydowskie pochodzenie. Został on jednak później marchandem w Hamburgu, uzyskując zgodę Ministerstwa Oświecenia Publicznego i Propagandy, kierowanego przez Goebbelsa, na wysoko dochodową sprzedaż dzieł „sztuki zdegenerowanej" z muzeów niemieckich za granicę. Należał tym samym do tzw. żydowskich marchandów Hitlera. Z czasem jego działania objęły także sztukę rekwirowaną, przede wszystkim z kolekcji żydowskich. Swoją działalność prowadził także w trakcie wojny, kupując, często bardzo okazyjnie, wiele prac od prywatnych właścicieli. Jednak – co trzeba podkreślić – wcale nie musi być tak, że wszystkie obrazy zostały przez niego pozyskane w sposób godny najwyższej dezaprobaty. Niektóre, całkiem możliwe, nabył nie tylko zgodnie z ówczesnym prawem, ale także za adekwatną cenę. Choć praktyka nazistów była często taka, że „odkupywali" dzieła za możliwość zachowania życia i opuszczenia okupowanych terenów. Z tego też korzystał Gurlitt, płacąc następnie nazistom grosze za „sztukę zdegenerowaną". Jedno trzeba przy tym przyznać marchandowi Hitlera – uratował od „zabaw przy ognisku" wiele bezcennych dzieł sztuki. W tym zakresie był niewątpliwie wizjonerem, przewidującym kupcem, a może wysmakowanym koneserem sztuki – jak kto woli. Później zeznał, że całe jego zbiory uległy zniszczeniu w wyniku zbombardowania jego mieszkania w Dreźnie, on sam zaś skutecznie przedstawiał się jako ofiara nazistowskich represji. Po wojnie dalej spokojnie zajmował się handlem sztuką, aż zginął w wypadku samochodowym w 1956 r. Wszystko wskazuje na to, że jego syn „dorabiał" później, sprzedając dzieła z „nieistniejącej" kolekcji swego ojca.

Płaszczyzny dyskursu

Zdarzenie to wywołało lawinę artykułów prasowych niemal na całym świecie, w których – mieszając płaszczyzny dyskursu, czas przyszły, teraźniejszy i przyszły, a także snując czasami fascynujące domysły, w tym o losach Bursztynowej Komnaty – rozpętała się raz jeszcze, z jakże zmasowaną siłą, dyskusja nt. nazistowskich grabieży, jednych z największych w historii ludzkości. W sprawie tej, jak w soczewce, objawił się cały złożony problem restytucji dóbr kultury zagrabionych przez nazistów przed i w trakcie drugiej wojny światowej. Warto więc wyróżnić co najmniej cztery płaszczyzny, na których dyskusja się toczy, a których niedostrzeganie powoduje ogólny zamęt i zamieszanie, konsternację oraz coraz liczniejsze pytania, czy w ogóle można coś z tym dalej zrobić. Po pierwsze, konieczne jest ustalenie prawdy, językiem prawniczym – zbadanie stanu faktycznego sprawy. Po wtóre, jest to w swej istocie problem moralny, dotykajmy istoty pojęcia sprawiedliwości. Po trzecie, rozważania snute są – co zrozumiałe – na płaszczyźnie prawnej. W końcu to problem stricte polityczny.

Czy jest jakieś rozwiązanie?

Tak. Władze niemieckie, które z oczywistych względów są zobowiązane moralnie, choć nie tylko, do choćby częściowego zadośćuczynienia za działania nazistowskich Niemiec, winny dokonać szczegółowego zinwentaryzowania i opracowania odkrytych dzieł, udostępnienia tej informacji publicznie i zaproszenia do zgłaszania roszczeń – tak państw, z których te dzieła pochodzą, jak i poszczególnych właścicieli, a dokładniej ich spadkobierców, następców prawnych. W efekcie zaś tego winny – po ustaleniu słuszności tych roszczeń – bezzwłocznie dzieła zwracać.

W świetle tego zdumiewa oświadczenie Reinharda Nemetza, prokuratora z Augsburga, gdzie prowadzona jest sprawa, że z jednej strony informacja o dziełach tych nie zostanie publicznie udostępniona w Internecie, z drugiej zaś zaprasza się do zgłaszania roszczeń – ale w stosunku do których spośród blisko 1500 nieznanych nam obiektów? – bowiem w przypadku braku podniesionych roszczeń obiekty zostaną zwrócone Gurlittowi.

Żadnym wytłumaczeniem dla odmowy zwracania tych zrabowanych obiektów jest aktualnie obowiązujące prawo, które np. miałoby pozwolić posiadaczowi w złej wierze nabycie własności zrabowanych zbiorów. Tu widocznych jest kilka rozwiązań, zarówno takich, które będą dążyły do poszukiwania swych podstaw w prawie pozytywnym, jak i takich, które sięgną do innych koncepcji, tak jak w rozliczaniu niemieckich zbrodniarzy zastosowanie znalazła słynna formuła Radbrucha. A bardziej konkretnie rozwiązań jest kilka: konfiskata i oddanie, specjalna ustawa i oddanie, decyzja sądu contra legem i oddanie i kilka jeszcze. Nie miejsce tu jednak, aby podpowiadać Niemcom, jak sami mają się z tym uporać. Jednak – przepraszam za może i nazbyt drastyczne porównanie – złoto przetopione z zębów ofiar obozów koncentracyjnych nigdy nie może stać się własnością państwa niemieckiego, nawet jeśli ich prawo krajowe dąży do legitymizacji takiego stanu rzeczy. Nasze rozważania dotyczą sytuacji szczególnych okoliczności, powiedzieć można „wyższej konieczności dziejowej", aby zwrócić każdemu to, co mu się słusznie (ius), niekoniecznie prawnie (lex), należy.

Jedno jest przy tym pewne – pomimo upływu tylu lat problem nazistowskich grabieży w Europie pozostaje nadal aktualny, zaś działania podejmowane w tym zakresie w różnych państwach, także przez polskie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, są w pełni uzasadnione. Niemców nadal dotyka ich haniebna przeszłość, która tak silnie rzutuje na następne pokolenia innego już przecież narodu. Pytanie tylko, jak pozbędą się oni tego właśnie trupa w szafie.

Dr hab. Kamil Zeidler, prof. Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego

Tak też się stało ostatnio, kiedy niemiecka prasa ujawniła szokującą informację o odkryciu niewyobrażalnie wielkiej „kolekcji" nazistowskich grabieży wojennych. W tym przypadku szafa okazała się wyjątkowo wielka, a trup niewyobrażalnie wartościowy.

Co się naprawdę  zdarzyło?

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Iwona Gębusia: Polsat i TVN – dostawcy usług medialnych czy strategicznych?
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie