Reformowanie procedury karnej przypomina budowę naszych autostrad. Od kilku lat nowelizujemy kodeks postępowania karnego kawałek po kawałku, żadnego fragmentu postępowania nie kończymy w terminie, a to, co udało się skończyć, zaraz poprawiamy. W 2013 r. oddaliśmy do użytku duży odcinek, obejmujący blisko 300 znowelizowanych przepisów kodeksu postępowania karnego, a już Rada Ministrów przystąpiła w maju do przebudowy kolejnego fragmentu procedury karnej. Nowelizowane są nawet przepisy w okresie ich vacatio legis.
Jeszcze więcej kontradyktoryjności
„Amerykę w polskich sądach" , którą wprowadziła reforma k.p.k. z 27 września 2013 r., mamy mieć w sądach od lipca 2015. Okazuje się jednak, że to wydłużone vacatio legis, które ustawodawca wprowadził, by sędziowie, prokuratorzy i adwokaci mieli dostatecznie dużo czasu na otrzaskanie się z nowymi przepisami, rząd postanowił wykorzystać dla siebie. Minister sprawiedliwości na przykład doszedł w tym czasie do wniosku, że byłoby lepiej, gdyby do naszych sądów przeniknęło jeszcze więcej amerykańskiej sprawności, jeszcze więcej szybkości i jeszcze więcej kontradyktoryjności. By stół sędziowski wyglądał tak jak na amerykańskich filmowych thrillerach prawniczych, a za nim siedział sędzia z młotkiem.
Chcąc osiągnąć ten cel, minister postanowił pozamykać w ustawie furtki, którymi mogłyby przedostać się na rozprawę inne dowody niż te, które zaakceptował w postępowaniu przygotowawczym prokurator. Do tego właśnie zmierzają zmiany zreformowanego w 2013 r. art. 167 k.p.k. Gdyby sejmowa maszynka do głosowania przepuściła zmiany przyjęte w maju przez Radę Ministrów, sąd, nawet w wyjątkowych szczególnie uzasadnionych przypadkach, nie mógłby dopuścić i przeprowadzić na rozprawie dowodu z urzędu. Nawet gdyby był to dowód przemawiający na korzyść oskarżonego. Istotnie, brzmi to dość niestandardowo, ale taka jest, niestety, prawda.
Minister sprawiedliwości tłumaczy swoją decyzję tym, że nie chciał, by z wąskiej furtki zrobiła się w kodeksie brama i dopuszczanie dowodów z urzędu przez sędziego stało się regułą. Tłumaczenie jest może nawet i eleganckie, tyle tylko, że nie na temat. Nie oszukujmy się. Skutek procesowy wprowadzonej w ostatniej chwili w projekcie zmiany art. 167 k.p.k. jest bowiem opłakany. Nawet gdy sędziego ruszy sumienie i będzie widział, że oskarżony, wbrew przeprowadzonym przez prokuraturę dowodom, nie dopuścił się zbrodni, albo że jest wprawdzie winny, ale nie popełnił wszystkich zarzucanych mu w akcie oskarżenia czynów, to nie będzie mógł mu pomóc.
„Ameryka w polskich sądach". Jak to łatwo powiedzieć. Jak łatwo wydrukować. Zaledwie trzy proste słowa, a ile w nich nadziei, oczekiwań i skojarzeń ze sprawiedliwością. Ale prawników bardziej interesuje, ile jest w tych słowach sensu. Od samego początku twierdzą, że sensu w tak skrojonej reformie k.p.k. jest niewiele. Ich zdaniem, i trudno nie przyznać im racji, od 1 lipca 2015 r. obrońcy w naszych sądach nie mają co liczyć na pomoc sądu we wspieraniu interesów procesowych oskarżonego. Jak kontradyktoryjność, to kontradyktoryjność. Nie ma to tamto! Tylko własna aktywność w dostarczaniu dowodów niewinności klienta.