Okazało się, że to kilogramy billingów telefonicznych jednej z firm, a panowie sprawdzają numer po numerze, ?czy aby na pewno były to połączenia służbowe. Przedsiębiorca wrzucał zapewne te telefony w koszta, ?a panowie tygodniami sprawdzali, zakreślali, ustalali... Czy aby jakiś oszust nie dzwonił z firmowej komórki do żony?!
Resort finansów chce teraz zrobić ?z tych panów Jamesów Bondów ?– specpolicję skarbową od wielkich afer. Słabo to widzę, bo Bond raczej lubił się ruszyć zza biurka...
Jest jednak światełko w tunelu! Smutnym panom ze skarbówki będzie już wkrótce całkiem wesoło. I to jak! Zamiast czytać billingi, będą oglądać fotosy! Fakt, że z fotoradarów, atrakcja jednak nieporównywalna. A wszystko dzięki prostej zmianie przepisów. Żeby odliczyć 100 proc. VAT od samochodów służbowych, trzeba teraz, mówiąc krótko, stanąć na uszach. Wśród licznych wymogów i drakońskich kar jest i taki, że firmowe auto nie może być ani razu użyte do celów prywatnych. A przecież wiemy już, że takich celów smutni panowie nie lubią. Tak więc, kontrolując przedsiębiorcę, będą sprawdzać, którędy każdy samochód jeździł. Informacji udzielą straż miejska, policja, inspekcja transportu drogowego... Tylko świętym nie zdarzają się wpadki i zdjęcia z fotoradarów!
Wyobraźmy sobie, że szef marketingu zameldował w firmie, ?że jedzie z szefem sprzedaży z Warszawy do Gdańska. Pracodawca już sobie ochoczo VAT poodliczał, a tu niespodzianka! Skarbowy oddział fotosowy ustala, że coś mu się kilometry nie zgadzają. Prosi więc o pomoc oddział drogowy i wszystko jest jasne! Delikwent jechał do Gdańska przez Zakopane. Wcale nie z szefem działu sprzedaży – widać to przecież na fotosie wyraźnie.
Witamy w piekle, drodzy państwo!