Pojawiają się natomiast kolejne projekty, które uzależniają sądy od władzy wykonawczej. To przypadek czy zamierzone działanie? Sędziowie nie mają już wątpliwości.

Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowuje kolejne zmiany dla sędziów. Do planu prac rządu wpisano właśnie projekt zmian w ustawie o ustroju sądów powszechnych. Tym razem chodzi o dyrektorów w sądach. Minister Zbigniew Ziobro chce mieć ich pod swoim wyłącznym nadzorem. Resort twierdzi, że celem jest uporządkowanie systemu funkcjonowania dyrektorów sądów i zwiększenie sprawności w zarządzaniu kadrami.

Resort proponuje, by zwierzchnikiem dyrektora sądu był minister sprawiedliwości. W relacji dyrektor-prezes to ten pierwszy ma być górą. Kiedy prezes będzie potrzebował pieniędzy np. na szkolenie swoich sędziów czy nowy komputer, obowiązkowo poprosi o nie dyrektora. Sędziowie nie mają wątpliwości: to kolejny krok do podporządkowania sobie sędziów. Ich zdaniem sprawa jest prosta – kto ma pieniądze, ten ma władzę. Jest jeszcze jedna sprawa, która martwi środowisko. Resort chce zrezygnować z konkursów na stanowisko dyrektora i przesłanek, które dziś obowiązują przy ich zwalnianiu. A to może oznaczać tylko jedno: wymianę obecnych dyrektorów na nowych, odpowiednio dobranych.

To wszystko razem bardzo nie podoba się sędziom. Od miesięcy czekają na zapowiadaną przez PiS wielką reformę. Reformę, która ułatwi im pracę i przyspieszy orzekanie. A to mogliby korzystnie odczuć wszyscy obywatele. Tymczasem sypią się kolejne projekty, które środowisko uzależnią od władzy wykonawczej, nie dając w zamian nic dobrego. Te z kolei, które mogłyby ich odciążyć w pracy, cały czas czekają na akceptację ministra. Sędziowie więc się buntują. Ktoś powie: buntowali się zawsze przeciw zmianom. To prawda. Teraz jednak chyba mają rację.