A to w pośpiechu sejmowej partaniny nie dostrzeżono różnicy między klubem parlamentarnym a poselskim, przez co łatwo podważyć prawomocność (za sformułowaniem pierwszej prezes Sądu Najwyższego) „instytucji mającej pełnić funkcję KRS”. A to, śpiesząc się z uchwaleniem innego bubla, jakim jest znowelizowana ustawa o IPN, zapomniano, że stoi przed nami wyzwanie o wiele ważniejsze w postaci – strachliwie odkładanej przez kolejne rządy – ustawy reprywatyzacyjnej.
Jest oczywiste, że ustawa taka spowoduje protesty potomków żydowskich właścicieli nieruchomości przejętych przez państwo nie tylko w Izraelu, ale zwłaszcza w USA. Jest równie oczywiste, że Polski nie stać na zwrot pełnej wartości, choćby ze względu na zniszczenia wojenne. Tymczasem myślenie o Holokauście – zwłaszcza za oceanem – podszyte jest przekonaniem, że w krajach, gdzie miała miejsce Zagłada, nic ważnego się nie działo, żyło się spokojnie, tylko „ktoś” wymordował Żydów i zagarnął ich mienie. Bezmyślne majstrowanie przy żydowskiej wrażliwości w najgorszym z możliwych momentów fatalnie skomplikuje sprawę dla Polski o wiele ważniejszą.
Ale chodzi o coś więcej niż kpiny z sejmowej maszynki do głosowania. Od początków demokracji parlamentarnej towarzyszy jej troska o uniknięcie ustawodawczej pochopności. Dlatego demokracja przedstawicielska zastąpiła wcześniejszą od niej demokrację wiecową, dlatego parlament jest na ogół dwuizbowy – z Senatem, który ma być izbą namysłu i stabilności, a nie przechowalnią chwilowo odsuniętych od żłobu. Dlatego też nikomu, kto poważnie traktuje ten ustrój, nie przychodzi do głowy ucinanie dyskusji nad powstającym prawem i uchwalanie go po nocach. Legislacyjny pośpiech był uzasadniony tylko w przełomowych latach 1989–1990, ale niestety wszedł w zwyczaj, aż do dzisiejszego rozwolnienia.
Co dalej? Przyjdzie nowa władza i znów popłynie rzeka legislacyjnych fekaliów, tylko z innej strony. Istotą demokracji jest samoograniczenie, akceptowane także przez stojących u steru. Czy istnieją przywódcy dość mądrzy, by się z tym pogodzić? Czy istnieje partia, którą stać na wielkoduszność?