Mamy poświadczone w paru zachodnich państwach próby wpływania na głosowania za pomocą zewnętrznych sił. Niektóre tropy prowadzą na północny wschód od naszego kraju.
W Polsce szykują się trzy kampanie wyborcze, a partie są bogate. Na dodatek ugrupowanie rządzące ma do swej dyspozycji media państwowe. Możliwości manipulowania nami, wyborcami, pojawia się więc sporo, a zamieszanie medialne uniemożliwia reakcję na czas. Patrzymy na Wielką Brytanię kilka lat po kampanii brexitowej. Nawet poważne media przyznawały, że w którymś momencie przestano weryfikować podawane przez sztaby dane. Nie pozostawało nic innego, jak tylko udzielić drugiej stronie głosu i to wszystko. Jeden więc mówił, że Londyn zyska na brexicie siedemdziesiąt tertylionów, drugi odpowiadał, że to nieprawda. Z kolei ze skołowanym wyborcą debatowały na ten temat w sieci boty opłacone za rubelki albo nie wiadomo za co. Tak rodziła się być może jedna z najważniejszych decyzji politycznych we współczesnej historii Wielkiej Brytanii.