Wszyscy mają mieć wrażenie, że rządowi wiele zawdzięczają, króliki z kapelusza już trudno zliczyć. Jednym damy, innym weźmiemy, z jednej strony dosypiemy, z innej uszczkniemy. Nowe 500+ będzie wypłacane na kilka tygodni przed wyborami, od razu za kilka miesięcy, żebyśmy „poczuli w kieszeni". Jeszcze lepiej byłoby wypłacić od razu do końca roku, powiedzmy – za sześć miesięcy. Kieszeń byłaby jeszcze cięższa, a skłonność do „dobrego głosowania" jeszcze większa. Młodzi mają nie płacić podatków, ale od nowego roku szykuje się podwyżka ZUS dla przedsiębiorców.
Ten styl prowadzenia polityki społecznej nie jest już problemem jednej partii, która ruszyła do centrum po nowy elektorat. Może się zdarzyć, że tak będzie już wyglądała w Polsce cała polityka. Jeśli jakiejś partii w badaniach wyjdzie, że popierają ją nauczyciele, to po cichu odbierze górnikom i dosypie belfrom. Tak się w Polsce zaczyna epoka, w której polityka skapitulowała przed śledzącymi społeczeństwo w sieci ekspertami od marketingu, którzy tak samo są gotowi handlować polityką jak proszkiem do prania.
Może najsmutniejsze z tymi młodymi. Traktowanie ich jak niezdatnych do normalnego funkcjonowania to najgorsze choróbsko współczesnej Europy. Niższe podatki – tak, premia za szybszy rozwój – jasne. Ale dlaczego młodzi mają nic nie płacić do wspólnej kasy? Jaki jest interes państwa w oduczaniu ich elementarnej solidarności i odpowiedzialności za innych? A jeśli nie płacą zatrudnieni, to dlaczego w trudniejszym położeniu mają się znaleźć ci, którzy są skłonni więcej zaryzykować i działają na własny rachunek?
Tak się właśnie kończą dyskusje typu: sklepy będziemy otwierać jak w Niemczech, a media urządzimy jak we Francji. Brakuje tylko w ciepłe dni w Warszawie góry lodowej jak na Grenlandii. Do tego chowamy sobie gniazdowników – jak we Włoszech – którym każdy od rana do wieczora będzie wmawiał, że nie ma jak mieszkanie u mamy do czterdziestki, a „państwo" o wszystko się zatroszczy. By pozyskać trochę głosów młodych, władza chce ich zacałować na śmierć.
Po 30 latach niepodległości kończy się też epoka polskiego dynamizmu. Siłą Polski powinna być wciąż młodzież walcząca i konkurująca na rynkach europejskich, która potrzebuje wolnego rynku, dostępu do informacji (nie tylko z narodowych mediów) i szans, a nie inkubatora, cieplarni i komplementów nawet wtedy, gdy nie ma za co chwalić. Od młodych naprawdę można czegoś wymagać – oni nie są tacy nieogarnięci, jak widzą ich niektórzy politycy.