Polały się łzy me czyste, rzęsiste na naszą młodość chmurną i górną, bom sobie poczytał o scenariuszu filmu „Westerplatte”, który ma być realizowany z udziałem dotacji narodowego Instytutu Sztuki Filmowej, i ogarnęła mnie fala wspomnień.
Przypomniało mi się mianowicie, jak w latach 1980 – 1981 wydawaliśmy dodatek satyryczny do tygodnika studenckiego „itd” i zamieściliśmy w nim piękny komiks Andrzeja Czeczota „Przygody Żwirka i Wigurka”. Bohaterowie tej opowiastki, Żwirek i Wigurek, pochlali sobie, odbyli orgię z paniami, a potem wsiedli do samolotu i zwalili się na ziemię. Zdaje się, że ten komiks znajdzie się też w wielkim albumie retrospektywnym, który na 75-lecie Czeczota przygotowują Iskry. I to bez dotacji i subwencji państwowych. Już dziś namawiam do kupna.
Jeśli wierzyć doniesieniom prasowym, film o Westerplatte ma być, w 30 lat później, czymś w rodzaju takiego komiksu, choć nic nie wskazuje, aby chciano nakręcić komedię satyryczną. A szkoda. Mało mamy teraz komedii, a już zwłaszcza śmiesznych. Jak już ktoś nawet idzie tropem satyry odbrązowniczej, to zwykle nieśmiesznej. A przecież z pijanych Polaków na Westerplatte można sobie zrobić niezłe jaja.
Gdyby mnie zaproszono do współudziału w tym przedsięwzięciu, zaproponowałbym dopisanie jako przyczyny wybuchu II wojny światowej wątku żołnierzy z Westerplatte, którzy 31 sierpnia po libacji kradną gauleiterowi Gdańska samochód. Oczywiście mercedesa. „Schleswig-Holstein” strzela do złodziei i tak się zaczyna największa hekatomba w dziejach.
Film to nie policja czy służba zdrowia, które we wspólnym interesie powinni opłacać wszyscy. Film to towar, którego producent powinien ponosić ryzyko, że mu się nakłady nie zwrócą