Minister Strąk nie podjął się falsyfikacji tej tezy. Skupił się na wykazywaniu, że postępowanie PSL jest normą europejską i niczym nagannym. Zbytnia to skromność: zachodnioeuropejscy politycy mogliby się uczyć od ludowców umiejętności pałaszowania państwowych fruktów i obsadzania znaczących stanowisk Staszkami i ich pociotkami.
Poza tym min. Strąk zajął się dezawuowaniem na różne sposoby mojej osoby. Nie polemizował z moimi opiniami (może błędnymi), ale zastosował argumenty ad personam w erystyce Schopenhauera, uznawane za ostateczne i najpodlejsze, używane tylko w wypadku nadchodzącej przegranej w dyskusji. Ale min. Strąk musi się liczyć z tym, że ginie się od broni, której się używa. Jest on bowiem podręcznikowym przykładem inwazji PSL-owców na instytucje państwowe. Może potwierdzę opinię mojego adwersarza, że mam braki w wykształceniu i nie jestem godzien komentowania polskiej polityki, ale jakoś nie natrafiłem na wybitne dzieła pana Strąka w dziedzinie bibliotekoznawstwa czy zarządzania instytucjami kultury. Sprawuje on dziś jednak zaszczytną funkcję dyrektora Biblioteki m.st. Warszawy. Uderzając w stół swoim artykułem, nie wiedziałem, że nożyce odezwą się tak szybko. I tak klasycznie czystym tonem.