Szymon Kobyliński narysował kiedyś grupkę ludzi w charakterystycznych kapeluszach i z teczkami, oglądających w skupieniu łańcuch z samych cieniutkich, popękanych, porozginanych i powiązanych sznurkami ogniw. Podpis brzmiał: „Które ogniwo tu najsłabsze?”.
Nieodparcie przypomina mi się ten stary rysunek, gdy czytam prasowe spekulacje na temat oczekiwanej rekonstrukcji gabinetu Donalda Tuska. Które z ministerstw działa najgorzej, który z ministrów najbardziej zawiódł, w czym rządy PO – PSL najbardziej rozczarowały? Pytania zaiste identyczne z tymi, nad którymi się głowiła komisja narysowana przed laty przez Kobylińskiego.
[srodtytul]Tania popularność za granicą[/srodtytul]
Sam premier ma poważny problem ze wskazaniem jakiegoś sukcesu swojej ekipy. Indagowany wobec ogromnej życzliwości, jaką darzy go większość mediów, niezwykle rzadko wskazuje, że „nasza pozycja w Europie jest dziś mocniejsza”. W istocie mamy dziś tylko na Zachodzie lepszą prasę. Nie zdarza się już, aby wyszydzano polskiego premiera lub jego rodzinę, przestało również być zwyczajem publikowanie rozmów z polskimi „autorytetami” ostrzegającymi Europę, że Polska odchodzi od demokracji i reform rynkowych (zresztą od tych drugich zaczęły odchodzić właśnie unijne potęgi).
Żadnych prawdziwych sukcesów w polityce zagranicznej rząd jednak nie ma. Przegraliśmy stocznie, narzucono nam szkodliwy dla naszej gospodarki pakiet klimatyczny, a teraz przegrywamy banki podporządkowywane eurodyrektywą zachodnim centralom. Niemcy i Rosja tyleż nas dziś chwalą, ile lekceważą i robią dalej swoje – bo zapewnienie, że z nominacją Eriki Steinbach poczeka się na lepszą chwilę, jest po prostu śmieszne. Przekonanie, że zmiękczy Niemców osobisty urok Władysława Bartoszewskiego okazało się naiwne; także dlatego, że rządzi tam już pokolenie pozbawione kompleksów wobec byłego więźnia Auschwitz i swobodnie pozwalające sobie na lekceważenie, a nawet strofowanie go.