Po raz drugi już w ciągu tygodnia minister Rafał Grupiński („Dziennik”, a teraz „Rzeczpospolita”) oskarża mnie, że występując w obronie mediów publicznych, czynię to we własnym interesie jako producent seriali czerpiący zyski z telewizji publicznej. O to samo oskarża Macieja Strzembosza. Wcześniej podobne insynuacje wypowiadała publicznie pani poseł Śledzińska-Katarasińska.
[srodtytul]Mentalność polityków[/srodtytul]
Otóż po pierwsze: nie jestem producentem, lecz scenarzystą i reżyserem. Nie produkowałem żadnych seriali telewizyjnych, owszem, napisałem i wyreżyserowałem serial „U Pana Boga w ogródku”, wyprodukowany dla TVP SA przez państwowe Studio OKO. Tak więc to nie ja zarabiam na telewizji, lecz telewizja zarabia na mnie (proszę sprawdzić wyniki oglądalności w TVP oraz wpływy z reklam przy emisji takich moich filmów, jak choćby „U Pana Boga za piecem”, „Kariera Nikosia Dyzmy”, „To ja, złodziej”, „Dzieci i ryby”, „Sztuka kochania”, „Kuchnia polska” itd.).
Przy okazji niech biuro ministra sprawdzi również, ile TVP SA zarobiła na produkowanym przez Macieja Strzembosza serialu „Ranczo”.
Podłość tych insynuacji polega na świadomym kłamstwie: Strzembosz produkował m.in. „Miodowe lata” dla Polsatu, „Kasię i Tomka” dla TVN i nie potrzebuje telewizji publicznej, żeby utrzymać się ze swojego zawodu.