Nic lepiej nie ujawniło, czym w dużej mierze stała się polska polityka, jak wieczór wyborczy w prywatnych telewizjach. Wszystko było, jak należy – supertechnika, grafiki, wirtualne studio, rozmowy ekspertów, wywiady i komentarze. Tyle że nie zgadzały się wyniki, bo zaoszczędzono na tym, co powinno być najważniejsze – na badaniach pozwalających na wiarygodne prognozy. W rezultacie był to czysty infotainment. I tak dobrze, że nie ogłoszono zwycięstwa Komorowskiego w pierwszej turze.
[srodtytul]Inna hierarchia [/srodtytul]
Już od dawna programy rozrywkowe udają programy informacyjne lub analityczne, a pozycja niektórych polskich polityków zależy wyłącznie od ich wartości przyciągania uwagi widzów. To widowisko, schlebiające najniższym gustom, pełni ważne funkcje – pozwala utrzymywać władzę obozowi rządzącemu. Lud potrzebuje igrzysk i rządzący, do spółki z mediami, które zbijają na tym sojuszu kapitał, starają się mu zapewnić rozrywkę, by zapomniał o tym, co najważniejsze.
Dzielnie wspierają ich demoskopowie. Oczywiście sondażownie mogą się mylić, ale skala tych pomyłek i fakt, że mylą się systematycznie na korzyść jednego z kandydatów i jednej politycznej orientacji, świadczą jak najgorzej. Uparcie stosują metodę, o której wiadomo, że do wiarygodnych wyników prowadzić nie może. Trudno więc się powstrzymać od wrażenia, iż robią to świadomie i że demoskopowie (nie mylić z socjologami), a także sami socjologowie (z których większość od dawna jest demoskopami o wschodnioeuropejskich kwalifikacjach) podobnie jak media od dawna przestali się interesować poznawaniem rzeczywistości, a wolą się zajmować jej normowaniem.
Z punktu widzenia owych norm ponad 6 milionów obywateli głosujących na Jarosława Kaczyńskiego popełnia karygodny błąd. Stanowią oni zagrożenie, gdyż swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem mogą doprowadzić do "recydywy IV RP". Nic więc dziwnego, że należy pomniejszyć wszystkimi sposobami ich liczbę i znaczenie.