Rozłamy w PO i PiS - nowe partie

Źródłem powstania nowej partii nie może być tylko to, że w procesie wewnętrznych sporów przegrani w tej dyskusji ogłaszają rozłam – pisze publicysta

Publikacja: 18.11.2010 01:16

Rozłamy w PO i PiS - nowe partie

Foto: Fotorzepa, AW Andrzej Wiktor

Trwa polityczny serial pt. „Zakładamy nową partię”. Po falstarcie Palikota przyszedł czas na partię Kluzik—Rostkowskiej & Co. Tylko wyborcy nie dają wiary, że rodzące się w bólach nowe formacje, choć ze starymi aktorami w głównych rolach, to coś więcej niż mydlenie nam oczu. Jest jednak grupa osób, którą do czerwoności rozpala już sama myśl, iż na scenie politycznej może pojawiać się nowa partia, rozbijająca dotychczasowy, ich zdaniem skostniały, układ polityczny. Formacja, która ożywi, uszlachetni i zracjonalizuje politykę. Kto to taki?

[srodtytul]Niewiara w męczenników[/srodtytul]

Niestety, nie są to wyborcy. To rozmaitej maści publicyści wylewają morze atramentu, by przekonać nas, że partie dziś działające nie reprezentują naszych interesów tak, jakby w przeszłości były one reprezentowane dużo lepiej.

Zgoda: partie mają mówić w naszym imieniu. Jeśli jednak chciałbym, by partia w 100 proc. reprezentowała moje interesy, to musiałbym ją sam założyć. Program partii to owoc ścierania się poglądów i koncepcji różnych osób. Przyjmowane decyzje i rozwiązania z konieczności są zatem wynikiem konsensusu. To chleb powszedni demokracji, która nie jest najdoskonalszym z możliwych ustrojów politycznych, podobnie jak ludzie nie są aniołami.

Jednak naiwny optymizm „idealnej polityki” kwitnie. Dobrym przykładem jest tu tekst Igora Janke. Publicysta wygłasza rutynowe żale („polska polityka tak bardzo „spsiała”„), by następnie wlać w czytelników nadzieję, że w związku z tym „każdą szansę na przełamanie fatalnego impasu trzeba witać z zaciekawieniem” („Rz”, 9 listopada 2010 r.).

Ileż to razy w ciągu ostatnich miesięcy czytaliśmy podobne zdania? Było tak, gdy rodziły się Prawica Rzeczypospolitej, Polska XXI, Polska Plus, Ruch Poparcia Palikota... Żaden z tych projektów nie uwiódł Polaków swoją nowatorskością, świeżością głoszonych idei, ciekawym pomysłem na rodzimą wersję modernizacji.

Dlaczego więc Polacy wykazują nieufność wobec nowych formacji, choć nie mają też dobrego zdania o działających partiach? Skąd w nas niewiara w zapewnienia dzisiejszych „partyjnych męczenników”, którzy albo odchodzą z partii, trzaskając drzwiami, albo robią wszystko, by ich wyrzucono z niej z hukiem, że zaproponują nową jakość?

[srodtytul]Żale i fochy[/srodtytul]

Po pierwsze, głównym źródłem tworzenia nowych partii – szczególnie ostatnio – są wewnątrzpartyjne żale i fochy. „Rozłamowcy” (Palikot) albo „wyrzuceni” (Kluzik-Rostkowska i Jakubiak) przekonują, w jak „chorej” organizacji musieli działać. Pielgrzymują więc od jednego studia telewizyjnego do drugiego, od jednej rozgłośni radiowej do drugiej, opowiadając, jak bardzo zostali skrzywdzeni i jak bardzo czuli się niedowartościowani.

Trzeźwi wyborcy muszą zapytać: „jak to, przecież Palikot był szefem lubelskiej PO, wiceprzewodniczącym Klubu PO, a więc jedną z głównych jej postaci”. Z drugiej strony: „jak to, przecież Kluzik-Rostkowska i Jakubiak prowadziły kampanię prezydencką Jarosława, piejąc z zachwytu nad jego politycznymi talentami”. Źródłem powstania nowej partii nie może być tylko to, że w procesie wewnątrzpartyjnych sporów, które są przecież tak naturalne jak śnieg zimą, przegrani w tej dyskusji ogłaszają rozłam. I trudno się dziwić, że takie motywacje to marny początek na akt założycielski nowej partii. Polacy, jak na razie, nie bardzo biorą go za dobrą monetę.

Po drugie, partii nie tworzy się dziś na podstawie gruntownej znajomości świata, wspólnoty idei, które nowa formacja chciałaby przekuć w czyny. Partie powstają u nas jak grzyby po deszczu, gdyż ich potencjalni liderzy zakładają je w studiach telewizyjnych. Jest banalnie proste, gdy powstanie nowego ruchu politycznego ogłasza się, siedząc w studiu TVN 24 czy Polsatu News.

[srodtytul]Roztrwoniony kapitał[/srodtytul]

Dużo trudniej zorganizować struktury partii, kiedy się już z tego studia wyjdzie. Ba, kiedy wyjedzie się poza Janki, od których zaczyna się przecież „prawdziwa Polska”. Który z dzisiejszych polityków-męczenników, czy to po stronie PO, czy to po stronie PiS, zna polskie realia? Kto z nich zdecyduje się, by od świtu do nocy jeździć po wioskach i miasteczkach, przekonując ludzi do swych pomysłów – tam nie będzie kamer telewizyjnych i dziennikarzy spijających jeszcze przez kilka dni każde słowo płynące z ich ust.

Po trzecie, niemal każdy z „politycznych dysydentów” odgrywał wczoraj czołową rolę w swojej formacji. Kariera lubelskiego polityka w PO pokazuje, że – wbrew obiegowym opiniom – i dziś w partii można zrobić „karierę”. Palikot szybko stał się szefem lubelskiej PO, był jedną z głównych postaci Platformy. Miał okazje pokazać swoją skuteczność, gdy kierując komisją „Przyjazne państwo” mógł przeprowadzić obywatelską rewolucję. Platforma dała Palikotowi narzędzia, by zmieniał rzeczywistość. Co zrobił z tym kapitałem? Nic.

Czy teraz mamy uwierzyć, że – gdy będzie miał własną partię – to zreformuje kraj? Czy jeśli niewiele zrobił, gdy był czołowym politykiem partii rządzącej, mając w ręku skuteczne narzędzia do przeprowadzenia zmian, to zrobi cokolwiek więcej, gdyby nawet jego formacja przekroczyła 5-proc. próg wyborczy? Budzą się wątpliwości? I słusznie.

[srodtytul]Kozioł ofiarny[/srodtytul]

Posłowie Kluzik-Rostkowska, Jakubiak czy Poncyljusz także nie mieli powodów, by czuć się zepchnięci na margines w PiS. Posłanki pracowały dla śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a potem już wszyscy tworzyli rząd Jarosława. W prezydenckiej kampanii Jarosława decydowali o jej kształcie, ocierając się niemal o zwycięstwo. Po przegranej Jarosława PiS zmienił polityczny kurs, który – w dużym skrócie – był odwrotnością tego, jaki „pisowscy liberałowie” promowali w kampanii. Choć, co ciekawe, Kluzik-Rostkowska dostała propozycje zostania wiceszefową PiS. Odrzuciła. Czy zatem dziś ma prawo rozdzierać szaty i kwestionować obecną linię partii, prowokując swe usunięcie?

Zresztą: zachowanie w czasie kampanii samorządowej „pisowskich liberałów” dowodzi, jak niewiele pojmują oni z politycznego abecadła. Decyzja Komitetu Politycznego PiS o wyrzuceniu – na razie – posłanek pokazuje, że Jarosław Kaczyński wciąż trzyma rękę na pulsie. Zauważmy: jest niemal pewne, co pokazują sondaże, że PiS przegra wybory samorządowe. W normalnej sytuacji to lider partii poniósłby odpowiedzialność za porażkę. Tyle że Kluzik-

-Rostkowska i Jakubiak piorąc brudy w czasie kampanii, dały Kaczyńskiemu alibi, by mógł je ze stoickim spokojem przegrać.

Dlaczego? Bo źródło swej kolejnej przegranej Kaczyński wyjaśni w następujący sposób: „Mieliśmy dobry program, doskonałych kandydatów, walczyliśmy jak lwy do końca. Gdyby nie krecia robota Kluzik-Rostkowskiej i Jakubiak, która zaszkodziła wizerunkowi partii, zwycięstwo było w kieszeni”. Za porażkę w wyborach samorządowych obciążone zostanie nie kierownictwo PiS, ale ci posłowie, który – zdaniem prezesa i jego zauszników – szkodzili partii w czasie kampanii.

To na „pisowskich liberałów” spadnie gniew „szeregowych działaczy” PiS, którzy nie dostając się do rad miejskich czy sejmików wojewódzkich, szukać będą kozła ofiarnego swej klęski. Prezes Kaczyński będzie mógł co najwyżej zarzucić sobie, że zbyt długo tolerował szkodliwą działalność Kluzik-Rostkowskiej, Jakubiak i Poncyljusza.

[srodtytul]Polityczna lekkomyślność[/srodtytul]

Gdyby jednak tzw. pisowscy liberałowie mieli politycznego nosa i kierowali się chłodną analizą, powinni się – po zmianie kursu partii – przyczaić. Powinni poczekać, aż obecna strategia Ziobry i Kaczyńskiego poniesie fiasko. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak właśnie będzie. I dopiero wtedy, po przegranych wyborach, pojawiłby się w PiS sprzyjający klimat do wewnątrzpartyjnej rewolty.

Bez narażenia się na zarzut szkodzenia partii „liberałowie” mogliby się domagać zmian. A tak, nie tylko, że wylądowali na politycznym aucie, to jeszcze dodatkowo za kilka dni dowiedzą się, że są przyczyną kolejnej klęski wyborczej Jarosława Kaczyńskiego.

Rzecz jasna trwanie polityka w partii, kiedy jest on przekonany, że nic go już z tą formacją w sensie ideowym nie łączy, byłoby przejawem cynizmu. Z drugiej strony, dokonywanie rozłamów w partii tylko dlatego, że formacja nie realizuje w 100 procentach jego wizji, to przejaw politycznej lekkomyślności. Jeśli dzisiejsi politycy chcą zakładać nowe partie, bo nie udało im się do swych strategii przekonać kolegów z partii, to wątpię, by jakimś cudem udało im się przekonać do swych pomysłów nas, ich potencjalnych wyborców.

[i]Autor jest publicystą i filozofem, wykładowcą w Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu, szefem związanego z PO Instytutu Obywatelskiego[/i]

Trwa polityczny serial pt. „Zakładamy nową partię”. Po falstarcie Palikota przyszedł czas na partię Kluzik—Rostkowskiej & Co. Tylko wyborcy nie dają wiary, że rodzące się w bólach nowe formacje, choć ze starymi aktorami w głównych rolach, to coś więcej niż mydlenie nam oczu. Jest jednak grupa osób, którą do czerwoności rozpala już sama myśl, iż na scenie politycznej może pojawiać się nowa partia, rozbijająca dotychczasowy, ich zdaniem skostniały, układ polityczny. Formacja, która ożywi, uszlachetni i zracjonalizuje politykę. Kto to taki?

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Europa obnażona. Co pokazuje święte oburzenie po wystąpieniu J.D. Vance’a?
Opinie polityczno - społeczne
Marek Budzisz: Nie przyłączajmy się do oburzenia na Donalda Trumpa, ale zaproponujmy mu partnerstwo
Opinie polityczno - społeczne
Ambasador Palestyny w Polsce: Moment przełomowy w kształtowaniu globalnego systemu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Płociński: Pakt migracyjny będzie ciążyć Rafałowi Trzaskowskiemu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Niemcy nie rozliczyli się z historią. W Berlinie musi stanąć pomnik polskich ofiar