Pojednanie z Rosją staje się dla Platformy politycznym dogmatem. To, co miało być jedynie resetem naprężonych stosunków Warszawy z Moskwą, zamienia się w relacje traktowane z nieporównanie większą atencją niż z państwami Unii i NATO. To w imię tej nowej przyjaźni Donald Tusk i Bronisław Komorowski przełykają upokorzenia i bagatelizują niepokojące praktyki Rosjan. To w imię tego aliansu Sejm nie jest zdolny do potępienia raportu MAK, a chór przyjaznych rządowi publicystów radzi, abyśmy raczej zajęli się grzechami naszych pilotów. To w imię tego sojuszu polski prezydent wydzwania do prezydenta Rosji, aby się upewnić, czy Kreml nadal łaskawie gotów jest wspólnie z nami czcić rocznicę katastrofy smoleńskiej.
A Polacy smakują nowy, gorzki paradoks. Przez lata marzyliśmy, aby stać się częścią Zachodu i raz na zawsze przestać znosić rosyjskie upokorzenia. Teraz ekipa Tuska po to, aby Zachód dobrze nas postrzegał, naraża nas na kopniaki ze strony Kremla.
[srodtytul]Znak firmowy[/srodtytul]
Obiecujący polityczny alians Donalda Tuska z Władimirem Putinem, który zaczął się na sopocki molo półtora roku temu, z wolna staje się kulą u nogi. Zlekceważenie przez Rosję polskich wniosków do raportu MAK pokazuje, że Kreml nie jest tak miłym partnerem, jak się wcześniej wydawało. Na dodatek sondaże wykazały, że brak reakcji Tuska na raport MAK nie spodobał się ponad 40 proc. Polaków.
Od początku zresztą reset na linii Tusk – Putin był naznaczony swoistym grzechem pierworodnym. W ramach rywalizacji z Lechem Kaczyńskim lider Platformy Obywatelskiej po objęciu władzy potrzebował sukcesów w dyplomacji. Wykonał gest w kierunku Rosji. Jednocześnie zaakceptował rosyjską tezę, że za pogorszenie relacji między Warszawą a Moskwą winni są "straszni Kaczyńscy". To uczyniło Tuska zakładnikiem Kremla.