Reklama

Zaremba: Gdyby Osamę zabił Jarosław Kaczyński

Ciągle brzmią echa rozprawy amerykańskich służb z Osamą bin Ladenem. W gazetach i telewizjach jedni się na Amerykę oburzają, drudzy jej bronią

Aktualizacja: 09.05.2011 20:37 Publikacja: 09.05.2011 20:29

Niektórzy konserwatyści przypominają sobie, że są też chrześcijanami. A niektórzy liberałowie dochodzą do wniosku, że państwo ma prawo czasem uciekać się do środków nadzwyczajnych. Choć gdyby Osamę zabił Kaczyński...

Przy okazji można obserwować inne zjawisko. Większość amerykańskich elit się zjednoczyła. Jutro opozycja znów nazwie Obamę komunistą, a on będzie ją przedstawiał jako bezdusznych popleczników bogaczy. Ale dziś są gratulacje, przyjazne gesty. Na chwilę zniknęli republikanie i demokraci.

Czy tak mogłoby być w Polsce? Wspierający PO mainstream natychmiast wskaże na Jarosława Kaczyńskiego jako na burzyciela jedności. Prawicowa opozycja w odpowiedzi nie tylko przypomni Palikota, ale zada fundamentalne pytanie o inną różnicę. Amerykańska administracja ścigała oprawcę swoich obywateli, dokonując, nie bójmy się tego słowa, aktu zemsty. A można mieć wielkie zastrzeżenia do sposobu, w jaki ekipa Tuska próbuje się uporać z problemem smoleńskiej katastrofy.

Więc prawica powie: jedność tak, ale pod warunkiem że Polska będzie chronić Polaków. Jest w tym sporo racji, tyle że polityczna wojna na śmierć i życie nie zaczęła się w kwietniu 2010 r. A nawet gdy uznamy, że to jedni są bardziej winni, nie zniknie pytanie: jak to nam służy?

Bo obserwuję proces oswajania tego stanu rzeczy. Powtarza nam się, że podziały to nic strasznego, że tak jest na całym świecie. Robi to wielu prawicowych komentatorów i jakoś można to zrozumieć – mainstream po prostu utożsamia własne zdanie i interes z całością. Ale to przyzwyczajanie się to nic dobrego.

Reklama
Reklama

Podziały to esencja i wręcz warunek demokracji, ale nie tylko w USA, także w zachodniej Europie są chwile, kiedy znikają. Zazdrościłem Amerykanom ich polityki od czasu, gdy w filmie "Wszyscy ludzie prezydenta" zobaczyłem archiwalną scenę: Richard Nixon pojawia się w Kongresie, wszyscy kongresmeni wstają i klaszczą. Dzień później część z nich będzie go obrzucać błotem. Ale wiedzą, co to wspólne państwo. Są silniejsi od nas, bo są liczniejsi i bogatsi, ale i dlatego, że rozumieją, co znaczy naród.

Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Ukraina jeszcze daleko od pokoju. Co właściwie ustalono w Białym Domu?
Opinie polityczno - społeczne
Dagmara Jaszewska: Maks Korż i fenomen ruskiego hip-hopu, czyli rock and roll dzieje się dziś na Wschodzie
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Polacy wychodzili sobie defiladę w Święto Wojska Polskiego. Nieprawdą jest, że czci się wyłącznie porażki
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Piąta rocznica wielkich protestów. Co się dzieje na Białorusi?
Opinie polityczno - społeczne
Największe kłamstwo wyboru Karola Nawrockiego. PiS sprzedaje nową narrację
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama