Jest w Polsce wolność słowa. Małgorzata Kidawa-Błońska, pierwsza dama Platformy, powiedziała wyraźnie: "Jest w Polsce wolność słowa, ale trzeba wiedzieć, co się chce powiedzieć i w jakiej sprawie". Sama świeci przykładem. Zapytana o opinię, zanim nie przyszły wytyczne z Donaldomitów, twierdziła, że "raport MAK jest w porządku".

Lepszy przykład: pan premier. Podczas ekspedycji śladem trąby powietrznej mówił ludziom bez dachu nad głową: "Po to się ściąga takiego gościa jak ja, żeby zobaczył, bo jak widzi, to wtedy dłużej pamięta. Taka jest prawda". Chwila szczerości i wszystko jasne. Po pierwsze, dowiadujemy się, że ktoś premiera do zniszczonych wsi "ściągnął", czyli sam się nie kwapił. Po drugie – chodziło o to, by sobie popatrzył, bo jak nie zobaczy, nie będzie pamiętał. Pewnie dlatego szef rządu do domciu lata samolotem. Jak się kopsnie autem albo pociągiem, to mu się przypomni, że miał zwolnić Grabarczyka. A tak ojciec "spółdzielni" może udać się do Brukseli, by tam "podzielić się swoimi doświadczeniami".

I co? Nie ma wolności słowa? Sceptycy twierdzą, że gorzej mają dziennikarze. Bzdura totalna. Kiedy wysiada aparatura do głosowania  w Sejmie, prezenterzy telewizji miłości żartują przecież niezwykle odważnie: "Ciekawe, czy opozycja powie, że to wina PO i Donalda Tuska, he he". Anita Werner, wschodzące słoneczko tego kanału, mówi: "Według sondaży premier jest sympatyczny, miły, przystojny".  I kończy cytowanie sondażu, z którego wynikało, że chociaż premier jest ładny, to zdaniem Polaków robi za mało. Podpowiada to pani Werner jej gość z Biłgoraja (nazwisko mi wyleciało), a ona go w twarz: "Ale jest skuteczny, skoro cały czas jest premierem!".

Onet.pl – z tej samej stajni co pani Werner – rozmawia o nowych billboardach PiS z psychologiem społecznym. Gość analizuje "za"  i "przeciw", a na koniec ocenia: "Kampania informacyjna PiS jest skierowana do już przekonanych wyborców tej partii. A jak zareagują wyborcy, którym PiS jest niemiłe? Hasło "Premier Kaczyński" zmobilizuje wyborców PO. Pomyślą oni:  "O Boże, premier Kaczyński nam grozi!"". Jaki tytuł daje Onet.pl do całego artykułu? "Efekt kampanii PiS: "O Boże, premier Kaczyński nam grozi"".

Jeśli nawet największy polski portal nie boi się dziś przyznać, że redagują go wyborcy PO, dowód to niezbity, że jest w Polsce wolność słowa. A jeśli ktoś uważa inaczej, niech sobie poczyta Stefana Bratkowskiego albo Henrykę Krzywonos. Jest wolność, jak się wie w jakiej sprawie, wot i cała tajemnica.