Dziś sytuacja w finansach publicznych jest tak zagmatwana i niejasna, że praktycznie nikt w Polsce, spoza resortu finansów, nie potrafi z przybliżeniem do 10 miliardów złotych wskazać skali zadłużenia państwa. Konkretną wiedzę ma tylko minister Jacek Rostowski. W interesie demokracji w Polsce byłoby więc, gdyby do debaty z nim stanęła Zyta Gilowska, bo w tej chwili to ona jest najbardziej kompetentną osobą w kraju do podjęcia debaty z ministrem finansów.
Równorzędny partner
To Gilowska jako poprzedniczka Rostowskiego wie, w jakim stanie zostawiła finanse publiczne. Jest do takiej dyskusji najlepiej przygotowana i potrafi kompetentnie porównać sytuację z 2007 roku ze stanem obecnym.
A właśnie finanse państwowe oraz stan gospodarki powinny być podstawą decyzji, jaką każdy z nas będzie podejmował 9 października przy urnie wyborczej. Przyszłe pokolenia za kadencji rządu Donalda Tuska zostały zadłużone na co najmniej 300 miliardów złotych. A przecież każdemu z nas na sercu leży przyszłość dzieci i wnuków. Mamy prawo wiedzieć, co rząd zrobi w dziedzinie gospodarki po wyborach.
Przypomnę tylko, że po wyborach prezydenckich wzrósł podatek VAT. Cały czas wisi nad nami jego kolejna podwyżka, do 25 proc. Jest dużo pytań, które należy rządowi zadać, i warto, by robił to były minister finansów – w tym wypadku Zyta Gilowska.
Z wielką przykrością muszę stwierdzić, że PiS, czyli największa partia opozycyjna, nie ma wielu polityków, którzy znają się na gospodarce. Eksperci w tej dziedzinie albo sami odeszli, albo zostali zmarginalizowani, a kreowana na eksperta gospodarczego Beata Szydło to wciąż nie ta sama liga co minister Rostowski. Szef resortu finansów jest przeciwnikiem tym bardziej niewygodnym, że w debatach nieustannie stosuje chwyty piarowskie. Może sobie na to pozwolić, bo ma największą wiedzę o stanie państwowej kasy. To kolejny argument za tym, aby do debaty z nim wybrać równorzędnego partnera – czyli Zytę Gilowską.