Znaczące jest jednak poparcie, którego antyreligijnej kampanii udzielają ośrodki opiniotwórcze III RP, ogłaszając z obłudną troską, że Palikota stworzyły trzy główne grzechy Kościoła polskiego: upolitycznienie, pycha i powierzchowność.
Upolitycznienie oznacza krytykę status quo III RP, co jest "pisizmem", gdy właściwą, apolityczną postawę prezentuje np. bp Tadeusz Pieronek wzywający, aby siłą rozgonić modlących się w niesłusznej intencji.
Pycha to zabieranie głosu w sprawach publicznych, gdyż prawa, które przysługują grupce ogłaszającej się pozarządową organizacją, w żadnym wypadku nie mogą być udziałem Kościoła, który jednoczy znaczną większość narodu.
Powierzchowność natomiast to stary zarzut zgłaszany pod adresem polskiej, ludowej, "obrzędowej", "niepogłębionej" wiary, na którą znaczna część katolickich intelektualistów, np. z kręgu "Tygodnika Powszechnego", patrzyła z obrzydzeniem. Subtelni czytelnicy Emmanuela Mouniera i Reinholda Niebuhra nie mogli się pogodzić, że wyznają tę samą religię co babiny mamroczące godzinki przed obrazem Matki Boskiej. Najprostszym wyjściem było przyjęcie, że prostaczkowie owi, z pewnością bezrefleksyjnie wypełniający rytuały religijne – innego typu refleksji niż własna wspomniani intelektualiści nie byli w stanie zaakceptować – nie są naprawdę chrześcijanami.
Intelektualistów tych nie cieszyły pełne kościoły. Wręcz przeciwnie. Modlitwa w tłumie jest przecież taka pospolita. I czy można za prawdziwych katolików uznawać ludzi, z którymi nie sposób podyskutować o paradoksach teologii negatywnej?