Niemiecka hybryda

Nowa koncepcja wystawy o deportacjach Niemców po II wojnie światowej wcale nie rozwiewa wszystkich obaw – twierdzi publicysta

Publikacja: 05.09.2012 01:04

Niemiecka hybryda

Foto: ROL

Wytyczne stałej wystawy fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie, która ma powstać do 2016 roku w berlińskim gmachu Deutschlandhaus, nie zainteresowały specjalnie polskich mediów. Jedynie „Gazeta Wyborcza" ogłosiła w hurraoptymistycznym stylu: „Koniec sporu o wypędzonych. Do powojennych wysiedleń Niemców nie doszłoby, gdyby nie zbrodnie popełnione przez III Rzeszę - taka będzie myśl przewodnia muzeum, które niemiecki rząd zbuduje w Berlinie". I dalej „Polski punkt widzenia został w projekcie uwzględniony. Nikt nie będzie wystawiał Polsce rachunków".

Bardziej wyważona była depesza PAP, w której czytamy: autorzy koncepcji wystawy podkreślili, że „wcześniejsze bezprawie nie stwarza jednak, mimo swego ogromu, uzasadnienia prawnego i moralnego dla nowego bezprawia", choć „odpowiedzialność Niemców za zbrodniczą politykę nazistów nie ulega w rezultacie tego stwierdzenia relatywizacji".

Wreszcie polskojęzyczna strona „Deutsche Welle" zacytowała przewodniczącą Związku Wypędzonych Erikę Steinbach, która wyraziła „wyjątkowe zadowolenie", iż „wypędzenia nie zostaną ukazane wyłącznie w kontekście II wojny światowej, lecz także poprzedzającej jej I wojny oraz innych wydarzeń historycznych XIX wieku".

Wewnętrzne pęknięcie

Jedna wystawa i wszyscy zadowoleni? Zajrzałem więc na stronę internetową fundacji Ucieczka, Wypędzenie,  Pojednanie", przeczytałem o koncepcji wystawy i zrozumiałem, dlaczego. Po prostu każdy uczestnik sporu o historyczny sens wysiedleń  znajdzie tam coś dla siebie. No, prawie każdy.

Przypomnijmy więc, że od początku dyskusji o Centrum przeciw Wypędzeniom ścierały się trzy wizje:

• Środowisko ziomkostw i niemieckiej chadecji chciało się skupić na przedstawieniu krzywd i cierpień wysiedlonych przy wyraźnym podkreśleniu, że plany pozbycia się Niemców pojawiać się miały w Polsce i Czechach od początku XX wieku. Potem, aby uniknąć zarzutu o skupianie się wyłącznie na cierpieniach Niemców, deportacje Niemców wpisano w kontekst „czystek etnicznych": od prześladowań Ormian po tragedię Kosowa, z czasem akceptując przypomnienie wysiedleń Polaków z lat 1939–1941.

• Lewica chciała wyraźnego podkreślenia związku między rozpętaniem przez Hitlera wojny a późniejszą tragedią ucieczek i powojennych deportacji.

• Byli jeszcze tacy, którzy chcieli, by wystawa skupiała się na udanej integracji uchodźców w powojennej RFN oraz ich roli w pojednaniu z Polską i Czechami. Pojawił się też postulat rozliczenia się z np. dużym udziałem członków NSDAP we władzach powojennych ziomkostw.

Jak na tym tle prezentuje się dokument przedstawiony 30 sierpnia? Nowe założenia są hybrydą wszystkich tendencji z wyjątkiem krytycznego spojrzenia na powojenne ziomkostwa. Ta kwestia wydaje się nadal tematem tabu. Aż sześciu przedstawicieli ziomkostw w radzie fundacji blokuje temat.

Nowym elementem jest znacznie większy niż dotąd zakres informacji o deportacjach stosowanych przez reżim Stalina i gwałtach Armii Czerwonej.

Kompromis pozwolił CDU, CSU, SPD i FDP na porozumienie, ale powoduje też wewnętrzne pęknięcie. Owszem, ważne miejsce w ekspozycji ma zająć infomacja, że Niemcy zostali wypędzeni w konsekwencji polityki narodowego socjalizmu i prowadzonej w okrutny sposób wojny. Równie ważna ma być charakterystyka zbrodni

III Rzeszy na terenach okupowanych ze specjalnym uwzględnieniem Polski i ZSRR. Ale w planie ekspozycji – szczególnie tej dotyczącej okresu międzywojennego – wciąż zachowano elementy archaicznego rewizjonizmu wspominającego „krzywdę Wersalu" i bezrefleksyjnych opisów „wypierania Niemców" z życia publicznego państw Europy Środkowej.

Kto chciał wyrzucić Niemców?

Gdy dwa lata temu prof. Manfred Kittel, dyrektor fundacji, która ma przygotować wystawę, przedstawił pierwszą wizje ekspozycji, była ona ostro krytykowana za zbyt łatwe porównywanie wysiedleń Niemców z takimi wydarzeniami jak ludobójstwo Ormian.

Czy w nowej wersji takich odniesień nie ma? Są, tyle że poupychano je w paru miejscach. Zacytujmy fragment z wytycznych: „Wraz z ideą jednorodnego etnicznie państwa narodowego przednarodowe lojalności zastąpione zostają tożsamościami i przyporządkowaniami etnicznymi. Nowoczesne nacjonalizmy zmieniają przede wszystkim państwa wielonarodowe: stosowana w nich częściowo polityka asymilacji i dążenia pojedynczych narodów do autonomii umacniają się nawzajem. (...) Carska Rosja deportuje w ramach kary zbiorowej Niemców z Wołynia i swojej części Polski oraz mieszkających na zachodnich terenach Żydów w głąb kraju. W Imperium Osmańskim „katastrofa Ormian" rozpoczyna się od wypędzeń, a kończy pierwszym europejskim ludobójstwem XX w.".

Teza, że elity nowo powstałych państw Europy Środkowej po 1918 roku tylko czekały na pretekst, aby wyrzucić Niemców, jest dyskusyjna. Owszem, w Czechach pojawiały się rozważania o „życiu bez Niemców", ale uznawanie tego typu debat za ideologię, za którą można obwiniać cały naród, jest mocno wątpliwa.

Jednocześnie milczy się o wpływie, jaki na niemieckie wspólnoty w Europie wywarła szowinistyczna ideologia wszechniemiecka, nadająca tym wspólnotom rolę forpoczty w mocarstwowych ideach Berlina. Tak było np. z Niemcami bałtyckimi, którzy w czasie

I wojny chcieli stworzyć wasalne wobec Berlina państwo z niemieckim władcą na tronie. Takie pomysły musiały budzić nieufność do Niemców.

W wytycznych możemy przeczytać oskarżenie wobec Polski, że oderwała od Niemiec w 1919 roku Pomorze i Wielkopolskę bez plebiscytów. Podnoszony jest też zarzut (uwaga, nowość!), że powrót Alzacji i Lotaryngii do Francji nastąpił „bez pytania ludności o zdanie".

Podobnie autorzy wytycznych uznają za stosowne podkreślić w wyraźnie krytycznym tonie, że „zamieszkały niemal wyłącznie przez Niemców" Gdańsk uzyskuje jako wolne miasto status międzynarodowy. Także Czechosłowacja skrytykowana zostaje za to, że w 1918 roku „silna mniejszość niemiecka zostaje włączona wbrew ich zadeklarowanej woli do nowego państwa". Autorzy krytykują stosunek władz polskich do ludności niemieckiej w latach 20. i na początku lat 30.

Jeśli traktuje się dialog z Polską i Czechami serio, to ekspozycja powinna chyba przedstawiać także polski i czeski punkt widzenia. Można przecież wyjaśnić, dlaczego dla Polski niemającej w tamtym czasie jeszcze Gdyni tak potrzebny był port w Gdańsku. Można by przypomnieć, że czescy Niemcy przyjęli wrogie stanowisko wobec Republiki Czechosłowackiej. A Niemcy w Polsce uważali, iż Rzeczpospolita to „państwo sezonowe", które da się przeczekać. Widz niemiecki nie musi wiedzieć, że ekonomiczna dominacja niemiecka np. w Katowicach mogła być dla państwa polskiego problemem.

Zamiast tego czytamy w wytycznych, że „w przeciwieństwie do Czechosłowacji nigdy nie starano się pozyskać Niemców na rzecz państwa polskiego".

Kara za volkslistę

Zbyt słabą kreską opisany jest zbrojny udział niemieckiej mniejszości w kryzysie sudeckim i polskim wrześniu 1939 roku. Nic nie ma o zachowaniu „miejscowych" Niemców w czasie okupacji krajów Europy Środkowej, np. o poborze Niemców z jugosławiańskich regionów Banatu i Baczki czy Słowacji do dywizji SS zwalczających partyzantkę Tity czy słowackie powstanie narodowe.

A przecież bez tego nie można zrozumieć powszechnego po wojnie poparcia Polaków czy Czechów dla deportacji Niemców. Widz może więc uznać, że okupacja, owszem, była straszna, ale dlaczego Polacy i Czesi, zamiast ścigać zbrodniarzy, mścili się na Bogu ducha winnych niemieckich sąsiadach.

Krótko mówiąc – to dobrze, że wystawa ma omawiać akcję wyniszczenia polskich elit, eksterminację Żydów czy stalinowskie deportacje. Źle, że jest to tylko suche wyliczenie niemieckich zbrodni bez logicznego powiązania tamtych wydarzeń z zachowaniem się niemieckich mniejszości na terenach okupowanych.

Sprzeciw budzi też wyrwanie deportacji Niemców z ogólnego kontekstu warunków, jakie zapanowały w krajach Europy Środkowej po zajęciu ich przez Armię Czerwoną. Zwiedzający powinien wiedzieć, że nastąpiło ogólne zbrutalizowanie stosunków społecznych i że w Polsce UB do więzień wsadzała różne grupy osób. Dziwi wreszcie oburzenie autorów wystawy, że „Niemcy, którzy podpisali volkslistę, zostali zbiorowo potępieni jako zdrajcy narodu".

Owszem, sytuacja Kaszubów i Ślązaków, którzy pod przymusem przyjmowali trzecią i czwartą grupę volkslisty, była specyficzna, ale już przypadki podpisywania volkslisty w Generalnej Guberni czy na Kresach były klasycznymi przykładami zdrady. Jeśli więc dochodziło do nadużyć UB, to trzeba to potępić, ale w karaniu za bycie volksdeutschem nie ma nic dziwnego.

Diabeł tkwi w szczegółach

Czy to, co niepokoi polskiego obserwatora, zostanie wygładzone przy wyborze konkretnych już zdjęć i pisaniu historycznych komentarzy? Robert Traba, szef Centrum Badań Historycznych PAN w Berlinie, zaznaczył, że dokument stwarza dobry punkt wyjścia, „ale nie wolno zapominać, że diabeł tkwi w szczegółach".

Fakt, że szefem placówki będzie prof. Manfred Kittel, związany ze środowiskiem „wypędzonych", wzmocni raczej spojrzenie na historię typową dla tego środowiska. Polityk CDU Klaus Brähmig i członek rady fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie  (SFVV) podkreślał na łamach dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung", że koncepcję centrum przetłumaczono na język polski, angielski, francuski i czeski i umieszczono na stronie fundacji, by niedokładne tłumaczenia nie prowadziły do błędnych interpretacji.

Muszę zmartwić Klausa Brähmiga – lektura autoryzowanego przez władze Niemiec tłumaczenia konspektu nie rozwiewa obaw. Nie zmienia wrażenia, że powstaje hybryda dwóch przeciwstawnych sobie tradycji niemieckiej historiografii.

Autor jest publicystą „Uważam Rze"

Wytyczne stałej wystawy fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie, która ma powstać do 2016 roku w berlińskim gmachu Deutschlandhaus, nie zainteresowały specjalnie polskich mediów. Jedynie „Gazeta Wyborcza" ogłosiła w hurraoptymistycznym stylu: „Koniec sporu o wypędzonych. Do powojennych wysiedleń Niemców nie doszłoby, gdyby nie zbrodnie popełnione przez III Rzeszę - taka będzie myśl przewodnia muzeum, które niemiecki rząd zbuduje w Berlinie". I dalej „Polski punkt widzenia został w projekcie uwzględniony. Nikt nie będzie wystawiał Polsce rachunków".

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?