Obrońcy czci Lecha Wałęsy, zwalczający ? jak to ujął Tomasz Lis ? „swołocz opluwającą wielkiego Polaka", jakoś nie zauważają, że miejscem, gdzie Wałęsa jest ośmieszany i kompromitowany najbardziej, i to regularnie, jest jego blog. W kolejnym hulającym po sieci wpisie (niestety, charakterystyczna wałęsomowa słabo poddaje się streszczeniu, trzeba by przytoczyć, na co brak tu miejsca) pierwszy były III RP szydzi sobie z Krzysztofa Wyszkowskiego, że nie ma pieniędzy. Podczas gdy on, Wałęsa, wręcz nie nadąża z kasowaniem z całego świata.

To chyba już definitywnie wyjaśnia, kto ma rację w sporze o te papiery, których to Wałęsa zależnie od dnia nigdy nie podpisał, podpisał, ale nie donosił, albo donosił, ale komunistów oszukiwał.

Jeśli ktoś jeszcze wątpi, to warto przeczytać książkę pani Danuty Wałęsowej, niekoniecznie całą, ale fragment dotyczący początku lat 70., kiedy to wedle insynuacji niecnego Wyszkowskiego miał nasz narodowy symbol bolkować i brać za to pieniądze. Pisze pani Danuta, że było w tym czasie ciężko, ale mąż na szczęście regularnie przynosił do domu dodatkowe złotówki, po tysiąc, dwa, które wygrywał w totalizatorze. Pani Danuta zauważa przy tym, że mąż gra z pasją do dziś, ale od tamtych czasów już nigdy nic nie wygrał, co – jej zdaniem – dowodzi mądrości bożej, opatrzność widzi wszak, że pieniędzy, których wtedy brakowało, teraz już nie potrzebują.

Ten widomy znak nadprzyrodzonej opieki, otaczającej autora sławnego bloga, powinien ostatecznie zamknąć usta wszystkim Wyszkowskim, Cenckiewiczom, Zyzakom i innym „gorszym od faszystów". Mógłby też być rozstrzygającym dowodem dla gdańskiego sądu, ale ten i tak wydaje wyroki dla Wałęsy nieodmiennie korzystne. Choć możliwe, że właśnie po telefonie z kancelarii Pana Boga.

Autor jest publicystą „Uważam Rze"