Państwo drapieżcze

Po pieniądze podatników ręce wyciągają nie tylko związki zawodowe. Co więcej, to, czego chcą związkowcy, jest niczym w porównaniu ze środkami, jakie otrzymała spółka należąca w większości do Skarbu Państwa. PLL LOT dostał prezent w wysokości 400 milionów złotych – pisze publicysta

Publikacja: 11.03.2013 19:16

Stefan Sękowski

Stefan Sękowski

Foto: Rzeczpospolita

Red

Za najbardziej roszczeniową grupę uchodzą w Polsce związki zawodowe. Niestety, dają często powody, by tak właśnie o nich myśleć. Jakiś czas temu odbył się strajk na kolei, który miał na celu utrzymanie przywilejów polegających na niemal bezpłatnych przejazdach liniami kolejowymi. PKP należy nie do kolejarzy, lecz w różnych formach prawnych do Skarbu Państwa, czyli nas wszystkich. I to my, podatnicy, musimy dokładać się do biletów ponad 90-tysięcznej rzeszy pracowników PKP i kolejarskich emerytów, podczas gdy spółki należące do Grupy PKP przeżywają spore problemy finansowe.

Ale po pieniądze podatników ręce wyciągają nie tylko związkowcy – co więcej, to, czego chcą, jest niczym w porównaniu ze środkami, jakie otrzymała inna spółka należąca w większości do Skarbu Państwa. PLL LOT dostały od nas prezent w postaci pożyczki w wysokości 400 mln złotych (LOT liczy łącznie na miliard). Kolejna pomoc – prawdopodobnie sprzeczna z prawem europejskim – udzielona firmie, która od lat boryka się z problemami finansowymi, może zostać przejedzona – jak zresztą pomoc udzielana w przeszłości. Nasze pieniądze będą więc najprawdopodobniej służyć utrzymaniu się na powierzchni do czasu następnej prośby o pomoc dla niekonkurencyjnego „skarbu rodowego”.

To tylko dwa przykłady na to, że w Polsce mamy do czynienia z państwem drapieżczym, które wykorzystywane jest przez rozmaite grupy w celu drenowania jego mieszkańców dla własnego interesu.

Wszędzie można być łupionym

Pojęcie „państwa drapieżczego” może brzmieć jak slogan z podziemnej broszury, który rozsądny człowiek winien odrzucić jako bajanie radykała. Tymczasem europejscy i amerykańscy naukowcy od lat używają pojęcia „państwa drapieżczego” („predatory state”) dla określenia systemowego dojenia populacji przez rozmaite lobby – a przecież nic nie przekonuje bardziej niż słowa zagranicznego naukowca. Zwłaszcza gdy ma rację.

Pierwotnie pojęcie „państwa drapieżczego” odnosiło się do państw Trzeciego Świata. Fasadowe demokracje i satrapie pokroju Haiti Papy Doca czy Ugandy Idiego Amina były idealnym przykładem na to, w jaki sposób rządzący dzielą się profitami z władzy z różnego rodzaju grupami interesów. W zależności od tego, jaki to był kraj, mogły to być potężne rody, plemiona, kadry wojskowe czy przedsiębiorstwa. W tym celu używa się różnorakich środków: bezpośrednie dotowanie, pozytywna dyskryminacja poprzez system podatkowy, polityka celna, udzielanie koncesji wybranym przedsiębiorstwom bądź poprzez stanowienie prawa ustalanie kosztu wejścia na rynek na tak wysokim poziomie, że możliwe jest to tylko dla nielicznych, czy inflacyjne preferowanie jednych gałęzi gospodarki kosztem innych.

Tymczasem okazało się, że te same kategorie można stosować do zachodnich demokracji. Wiedział o tym już w XIX wieku francuski ekonomista Frederic Bastiat, który pisał, iż „państwo to wielka fikcja, dzięki której każdy usiłuje żyć kosztem innych”. Do demaskowania swojej ojczyzny wzięli się przede wszystkim amerykańscy naukowcy. Ekonomista James Galbraith uważa, że na państwie żerują przede wszystkim wielkie lobby biznesowe: zbrojeniówka, branża farmaceutyczna czy przemysł energetyczny. Z kolei prawnik Steven Ramirez wyjaśnia, że kryzys z 2008 roku okazał się prawdziwym eldorado dla sektora finansowego. Nie dość, że to właśnie ten sektor doprowadził do kryzysu, to w dodatku uzyskał z różnych stron – m.in. z Kongresu i Rezerwy Federalnej – wielomiliardowe wsparcie finansowe. I tak bankierów spotkał inny los niż zwykłych Amerykanów, którzy nie mieli pieniędzy, by spłacać kredyty, i musieli pożegnać się ze „swoimi” domami. Wielkie firmy nie tylko nie upadły, ale i udzielały swojej kadrze kierowniczej wielomilionowych premii. Ramirez podaje, że aż 92 proc. menedżerów z firm, które otrzymały wsparcie od państwa, zachowało swoje stanowiska.

Niedawna afera banku HSBC, który nie utrudniał mafii w państwach latynoskich prać brudne pieniądze, pokazała, że sektor finansowy stoi de facto ponad prawem: co prawda sama firma musi zapłacić wynoszącą ponad 1,2 mld dolarów karę, ale nikt osobiście zaangażowany w proceder nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej.

W USA za tę sytuację odpowiedzialni są po równo republikanie i demokraci. Ci pierwsi chętnie udzielają pomocy wielkiemu biznesowi pod płaszczykiem pozostających zazwyczaj w jedynie warstwie deklaracji haseł wolnorynkowych. Z kolei demokraci, jakby mniej entuzjastyczni wobec bezpośredniego wspierania wielkiego biznesu, są bardzo miękcy wobec aferzystów, gdy już dochodzi do przekrętów. Sektor finansowy, zbrojeniówka czy firmy energetyczne chętnie odwdzięczają się im, hojnie sponsorując ich kampanie wyborcze (głównie republikanów).

Zgodnie z prawem

Polska na szczęście nie popełniła błędu bezpośredniego finansowania sektora bankowego po krachu w 2008 roku. Jednocześnie i u nas nie brak przykładów, przy których próba uzyskania ulg na przejazdy kolejowe przez pracowników PKP to drobnostka. Wiele z nich w swoim czterotomowym dziele „Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji” opisał prof. Jacek Tittenbrun. Jak wskazuje socjolog, proceder uwłaszczenia nomenklatury zaczął się jeszcze w latach 80. XX wieku, kiedy to powstało wiele spółek z udziałem państwowych przedsiębiorstw i osób prywatnych (często będących kadrą zarządzającą tych pierwszych). „Wśród 51 powstałych w sektorze uspołecznionym spółek, które przebadała NIK, okazało się, że zaledwie jedna prowadzi społecznie użyteczną działalność. (…) Pozostałe spółki trudniły się głównie pasożytniczym pośrednictwem kosztem zarówno (…) uspołecznionych zakładów, czyli ich załóg, jak i klientów płacących wyższe ceny” – pisze Tittenbrunn.

W większości przykładów opisywanych przez autora „Z deszczu pod rynnę” mamy do czynienia z nadużyciami lub łamaniem prawa. A co w świetle wykorzystywania państwa dzięki regulacjom? Jaskrawym przykładem jest polski system emerytalny, w którym prywatne firmy – Powszechne Towarzystwa Emerytalne – pod przymusem ściągają od nas (za pośrednictwem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych) składki, których lwia część idzie na finansowanie zarządzania. Jak pisze Robert Gwiazdowski, „w sumie przez 10 lat obowiązywania reformy emerytalnej ze 120 mld złotych, które wpłynęły do OFE, zarządzający pobrali wynagrodzenie w wysokości prawie 10,6 mld złotych. To prawie 9 proc. przelanych na OFE przez ZUS składek”. Fakt, iż Otwarte Fundusze Emerytalne inwestują ponad 60 proc. środków w obligacje Skarbu Państwa, skutkuje tym, że to, jak wysoka będzie nasza emerytura, zależy od tego, ile OFE pożyczy odebranych nam (według Sądu Najwyższego nie są one naszą własnością) pieniędzy Skarbowi Państwa poprzez wykup obligacji i później, ile Skarb Państwa odda z nawiązką OFE pieniędzy zabranych nam w postaci podatków.

Przykłady na dojenie polskich podatników przez firmy są także mniej spektakularne. Gdy kilka lat temu wybuchła histeria wokół świńskiej grypy, Polska szczęśliwie uniknęła wydawania milionów złotych na zbędne szczepionki, produkowane przez przemysł farmaceutyczny. Jednak nieustannie trwa taniec wokół tworzenia listy leków refundowanych. Przykładowo w ubiegłym roku w kontekście przetasowań na liście w ciągu trzech miesięcy Narodowy Fundusz Zdrowia zaczął dopłacać do trzech razy więcej za odżywki dla niemowląt, które nie tolerują mleka krowiego. Polski system refundacji leków stanowi gratkę dla firm farmaceutycznych – choć i tak nie są one zadowolone np. ze sztywnej kwoty w budżecie NFZ przeznaczonej na dopłaty.

Przykrywką dla bogacenia się kosztem obywateli firm prywatnych za pośrednictwem państwa mogą być, także pozornie dalekie od kwestii finansowych, tematy obyczajowe. Głównym beneficjentem programu Ministerstwa Zdrowia w sprawie refundacji in vitro będą kliniki przeprowadzające sztuczne zapłodnienie. Z kolei politycy żądający „rozszerzenia dostępu” do środków antykoncepcyjnych poprzez ich powszechną refundację de facto działają na rzecz koncernów farmaceutycznych, produkujących pigułki.

Problemy nieznane gdzie indziej

W diagnozie problemu państwa drapieżczego zadziwiająco blisko siebie są lewica społeczna oraz zwolennicy wolnego rynku, mając naprzeciwko siebie pseudoliberalny i etatystyczny establishment. Przy poszukiwaniu wyjścia z problemu warto uważać na to, by nie wrócić do punktu wyjścia. W zwalczeniu państwa drapieżczego nie pomogą dodatkowe regulacje – to tylko, mówiąc Stefanem Kisielewskim, bohaterska walka z problemami nieznanymi w żadnym innym systemie. Potrzebny jest jak największy rozdział między polityką i biznesem oraz żmudne patrzenie na ręce tym, którzy decydują o tym, komu przyznać nasze pieniądze. Dzięki temu państwo może będzie istnieć po to, by „zapanowała sprawiedliwość i bezpieczeństwo”, jak chciał je widzieć Bastiat.

Autor jest politologiem, dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”

Za najbardziej roszczeniową grupę uchodzą w Polsce związki zawodowe. Niestety, dają często powody, by tak właśnie o nich myśleć. Jakiś czas temu odbył się strajk na kolei, który miał na celu utrzymanie przywilejów polegających na niemal bezpłatnych przejazdach liniami kolejowymi. PKP należy nie do kolejarzy, lecz w różnych formach prawnych do Skarbu Państwa, czyli nas wszystkich. I to my, podatnicy, musimy dokładać się do biletów ponad 90-tysięcznej rzeszy pracowników PKP i kolejarskich emerytów, podczas gdy spółki należące do Grupy PKP przeżywają spore problemy finansowe.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?