Za najbardziej roszczeniową grupę uchodzą w Polsce związki zawodowe. Niestety, dają często powody, by tak właśnie o nich myśleć. Jakiś czas temu odbył się strajk na kolei, który miał na celu utrzymanie przywilejów polegających na niemal bezpłatnych przejazdach liniami kolejowymi. PKP należy nie do kolejarzy, lecz w różnych formach prawnych do Skarbu Państwa, czyli nas wszystkich. I to my, podatnicy, musimy dokładać się do biletów ponad 90-tysięcznej rzeszy pracowników PKP i kolejarskich emerytów, podczas gdy spółki należące do Grupy PKP przeżywają spore problemy finansowe.
Ale po pieniądze podatników ręce wyciągają nie tylko związkowcy – co więcej, to, czego chcą, jest niczym w porównaniu ze środkami, jakie otrzymała inna spółka należąca w większości do Skarbu Państwa. PLL LOT dostały od nas prezent w postaci pożyczki w wysokości 400 mln złotych (LOT liczy łącznie na miliard). Kolejna pomoc – prawdopodobnie sprzeczna z prawem europejskim – udzielona firmie, która od lat boryka się z problemami finansowymi, może zostać przejedzona – jak zresztą pomoc udzielana w przeszłości. Nasze pieniądze będą więc najprawdopodobniej służyć utrzymaniu się na powierzchni do czasu następnej prośby o pomoc dla niekonkurencyjnego „skarbu rodowego”.
To tylko dwa przykłady na to, że w Polsce mamy do czynienia z państwem drapieżczym, które wykorzystywane jest przez rozmaite grupy w celu drenowania jego mieszkańców dla własnego interesu.
Wszędzie można być łupionym
Pojęcie „państwa drapieżczego” może brzmieć jak slogan z podziemnej broszury, który rozsądny człowiek winien odrzucić jako bajanie radykała. Tymczasem europejscy i amerykańscy naukowcy od lat używają pojęcia „państwa drapieżczego” („predatory state”) dla określenia systemowego dojenia populacji przez rozmaite lobby – a przecież nic nie przekonuje bardziej niż słowa zagranicznego naukowca. Zwłaszcza gdy ma rację.
Pierwotnie pojęcie „państwa drapieżczego” odnosiło się do państw Trzeciego Świata. Fasadowe demokracje i satrapie pokroju Haiti Papy Doca czy Ugandy Idiego Amina były idealnym przykładem na to, w jaki sposób rządzący dzielą się profitami z władzy z różnego rodzaju grupami interesów. W zależności od tego, jaki to był kraj, mogły to być potężne rody, plemiona, kadry wojskowe czy przedsiębiorstwa. W tym celu używa się różnorakich środków: bezpośrednie dotowanie, pozytywna dyskryminacja poprzez system podatkowy, polityka celna, udzielanie koncesji wybranym przedsiębiorstwom bądź poprzez stanowienie prawa ustalanie kosztu wejścia na rynek na tak wysokim poziomie, że możliwe jest to tylko dla nielicznych, czy inflacyjne preferowanie jednych gałęzi gospodarki kosztem innych.