Znacznie bardziej ufejsbukowiony kolega pokazał mi ostatnio profil pewnego telewizyjnego dziennikarza, który codziennie publikuje osiem do dziesięciu autoportretów, a to w nowej stylizacji, a to z nowym designem brwi, a to ze świeżą opalenizną, a to z opalenizną dwudniową etc. Redaktor ów ceni tych, co go lajkują i piszą mu później, że jest ładny. Żeby podkreślić, jak bardzo jest ładny, raz na jakiś czas zamieszcza też charytatywne zdjęcie z brzydszym od siebie człowiekiem. Ale to jeszcze nic.

Wraz z moim Cicerone udajemy się na profil znanego polskiego projektanta wdzianek. Projektant zamieszcza właśnie swoje zdjęcie po wyjściu z siłowni. Widać klatkę piersiową rozrzeźbioną niczym arcydzieła Berniniego. Opalenizna, fryzura, uzębienie – Adonis, widząc to, z zazdrości padłby pewnie trupem (a co najmniej ukrył w kącie i ssał kciuk). Najbardziej frapuje jednak podpis. Zamiast spodziewanego poematu lirycznego na swą własną cześć (względnie świadectw dramatycznego zmagania się z pytaniem: urodo, urodo, skąd ty się, powiedz, bierzesz?!), pod zdjęciem seria tzw. hash tagów. Słów i fraz kluczowych – gdy wpiszesz je do wyszukiwarki, maszyna skieruje cię na oznaczony nimi profil. Podpis idzie więc jakoś tak: #boskaklatka, #superdieta, #aleciacho, #jakbyćpięknym, #skatowanyleczcacany etc. itp. itd.

Facebookowy onanizm już mnie nie porusza, na profilu półboga kroju i szycia poczułem jednak ekscytację jak w kapsule czasu. A więc to tak komunikować się będą ze sobą ludzie już za parę lat! Prędkość życia się zwiększa, należy więc odrzucić wszystko, co przeszkadza w skupieniu się na kierownicy, co nie służy zwiększeniu produktywności człowieka w jednostce czasu, wszystkich tych Słowackich i Marquezów, gramatykę, składnię, estetykę języka. Wieszczami naszych dzieci będą piloci z wyścigów rajdowych. W restauracji nie będzie żadnego: „Dzień dobry, czy mają Państwo wolne miejsca?", tylko „Głód. Stolik. Dwa. Kurczak. Płacić. Iść". Opowieść o Kanie Galilejskiej w ówczesnym tłumaczeniu Biblii będzie brzmiała: „Wesele. Tańce. Sucho. Woda. Wino. Szok. Dalej tańce". Boże, jakżeż cudne idą czasy! Człowiek wreszcie nie będzie się musiał męczyć z parzeniem herbaty, grzać wody, czekać aż „naciągnie" – po prostu połknie zawartość ekspresowej torebki i efekt będzie ten sam.