A nie brakuje takich, którzy słyszeli, jak wzywał, żeby ruszyć na Ruskich. To on posłał do szpitala kilkunastu policjantów. To on zaatakował warszawskich squattersów.
I niech nikogo nie zmyli, że Jarosław Kaczyński był wtedy w Krakowie. Zresztą kto wie, może prezes PiS posiada dar bilokacji, jak ojciec Pio? Może w Warszawie pojawił się zamaskowany, w żelaznej masce, że tak powiem, a z kolei pod Wawelem występował z otwartą przyłbicą? A nawet jak to nie on sam, to duch jego wcielony w dziarskich młodzieńców zdemolował stolicę i spowodował międzynarodowy skandal.
Tak, tak, Kaczyński to człowiek zdolny do wszystkiego, wszechmocny i przebiegły. Istny rycerz Apokalipsy dla niepoznaki ubrany w czarny garniturek, ze zbroją zawsze na podorędziu, w podróżnym futerale.
Masz coś z rycerza. Zakuty łeb – głosił dowcip popularny w moich czasach licealnych. Dziś także wśród politycznych komentatorów nie brakuje ludzi, którzy mają coś z rycerza. Mam na myśli tych wszystkich, którzy na serio traktują argument premiera oraz jego urzędników, że za zadymy na Marszu Niepodległości odpowiada Jarosław Kaczyński.
To, że Donald Tusk, Bartłomiej Sienkiewicz, Grzegorz Schetyna i inni politycy PO tak mówią, nie powinno nikogo zaskakiwać. Chcą zrzucić z siebie odpowiedzialność za nieudolność policji i przy okazji pokazać opozycję jako awanturników. Ale nikt, kto ma odrobinę oleju w głowie, nie powinien w to wierzyć.