To, co się dzieje w ostatnim czasie w Kijowie, wygląda na spektakl odbywający się według wcześniej napisanego scenariusza. W Moskwie jego autorstwo przypisują Stanom Zjednoczonym, na Zachodzie – Rosji. Nad Dnieprem głosy są podzielone: opozycja wskazuje na Kreml, a obóz władzy krytykuje nadmierne wtrącanie się polityków Unii Europejskiej w wewnętrzne sprawy Ukrainy.
Widmo niebytu
UE i USA wciąż widzą Ukrainę w Europie. Są skłonni ją nawet wesprzeć finansowo, ale nie widzą obecnego prezydenta za sterami władzy nad Dnieprem. Ta niechęć nie wynika z nieprzestrzegania swobód obywatelskich ani z tego, że Unia boi się, że Janukowycz zdefrauduje wszystkie środki przeznaczone na restrukturyzację Ukrainy. Tego raczej nie zrobi. Ukraina jest w stanie zapaści finansowej. Jeszcze jeden krok, a 22-letnie państwo stoczy się na dno niebytu. Poza tym nie ma nad Dnieprem ludzi, którym z czystym sumieniem można powierzyć pieniądze, nie licząc się z częściowym ich upłynnieniem. Tym problemem dotknięte są nie tylko elity polityczne, ale i całe społeczeństwo. W opinii wielu ekipa, która chce zastąpić Janukowycza, jest tylko bardziej wygłodniała i nie gwarantuje, że zjawisko „wziatki" (łapówki) i „witkatu" (korupcyjnej prowizji) zniknie z ukraińskiej rzeczywistości, a poziom życia zwykłych ludzi wzrośnie.
Za jedną i drugą stroną ukraińskiej sceny politycznej stoją pieniądze oligarchów
Nikt nie mówi całej prawdy o finansowaniu majdanu czy o tym, kto płaci za autobusy, którymi ze Wschodu i Zachodu manifestanci jadą do Kijowa. Nie ulega wątpliwości, że za jedną i drugą stroną sceny politycznej stoją pieniądze oligarchów. Oczywiście, te zjawiska nie przekreślają całego ruchu sprzeciwu obywatelskiego, który jest siłą dominującą.
W Unii, USA, a także i w Rosji wiedzą, że obecny prezydent jest ojcem chrzestnym ukraińskich oligarchów i nie pozwoli uszczuplić ani pozbawić stanu posiadania swego klanu (oczywiście, jak widać na majdanie, nie wszyscy wielcy Ukrainy chcą do niego należeć, a ostatnio sam Rinat Achmetow, najbogatszy człowiek na Ukrainie wydał oświadczenie, w którym poparł protestujących). Zachodnie koncerny, nic nie mogąc zyskać nad Dnieprem (czytaj: przejąć), nie widzą interesu w przyjęciu Kijowa do struktur lepszego świata. Nie chcą się angażować, choćby dlatego, aby nie narażać się Rosji, która od 3,5 roku walczy z Janukowyczem, próbując przejąć system energetyczny Ukrainy i podporządkować sobie dawną prowincję, a zarazem kolebkę, swojej państwowości i kultury.