Ki czort ten gender?

Nie spotkaliśmy nikogo, kto straciłby wiarę przez gender, ale spotkaliśmy ludzi, którzy tracili wiarę po spotkaniu ze swoim proboszczem, o biskupie nie wspominając – piszą publicyści.

Publikacja: 17.12.2013 00:53

Kościół w Polsce ma duży problem. Tym problemem jest pedofilia. Do wczoraj wierni i biskupi żyli bowiem w przekonaniu, że polscy duchowni nie mogliby skrzywdzić dzieci. I że w związku z tym nie jest możliwe, by wykorzystywali seksualnie swoich podopiecznych. Sęk w tym, że wykorzystywali. Jednak wyparcie tej „złej nowiny" przez polskich hierarchów rzymskokatolickich było tak duże, że kompletnie – mimo jasnych wytycznych kościelnych – nie dają sobie rady z problemem.

Biskupi uznali więc, że najlepszą metodą jest atak. Skoro ofiary coraz śmielej mówią o swoich złych doświadczeniach z duchownymi, a media to opisują, to znaczy, że Kościół jest bezpardonowo atakowany. Że siły antykościelne, niemal tak samo albo i mocniej niż komuniści, chcą uderzyć w instytucję, która przecież czyniła i czyni wciąż tyle i samego tylko dobra. Ta niewdzięczność ludu wierzącego jest przez rodzimych duchownych nie do zaakceptowania. A jeśli tak, to trzeba ten atak odeprzeć. I z samego Kościoła zrobić ofiarę, instytucję w katolickim kraju niemal prześladowaną.

Do wczoraj głównym przeciwnikiem Kościoła był Karol Marks. Dziś marksizm został zastąpiony przez genderyzm

Zło w czystej postaci

Cóż więc zrobił Kościół? Szybko znalazł źródło wszelkiego zła. Jest nim gender. Konia z rzędem temu, kto znajdzie biskupa, który rzetelnie wyjaśniłby, czym jest gender. A zatem powiedzmy: gender studies to akademicki przedmiot, który zajmuje się badaniami nad płcią – przede wszystkim społecznymi i kulturowymi jej uwarunkowaniami. Że takie uwarunkowania istnieją, jest tak samo oczywiste jak śnieg zimą. Tyle że nie dla biskupów. Dla nich gender to po prostu zło w czystej postaci. Roma locuta, causa finita – tak ma być i koniec. Co więcej, biskupi tak przywiązani do mowy polskiej, z premedytacją używają tu złowieszczej angielszczyzny. Jest to zabieg celowy, gdyż pod to słowo, jak jeszcze do wczoraj pod termin „cywilizacja śmierci", wkłada się wszelkie plagi tego świata.

A więc „gender" jest odpowiedzialna (bo wiadomo, że co złe, to kobieta i feministka, a pewnie i lesbijka) za rozpad rodziny. Za seksualizację księży. Za emancypację kobiet. Za pedofilię. Kiedy więc „biedny katolik" słucha kazania, gdzie słowo gender odmieniane jest przez wszystkie przypadki, myśli: „ki czort ten gender?".

Kościoły w twierdzy

Po pierwsze, Kościół nie potrafi żyć bez wroga. Do wczoraj głównym przeciwnikiem ideologicznym Kościoła był Karol Marks, który mówił, że religia to „opium dla ludu". Kościół uznał więc, że katolicyzm winien toczyć z marksizmem wojnę na śmierć i życie. Dziś, jak się okazuje, marksizm został zastąpiony przez genderyzm, który w ostateczności – jeśli mu się nie przeciwstawimy – doprowadzi do „końca cywilizacji białego człowieka" (klasyk). Ostatnio z trwogą obwieścił to arcybiskup łódzki Marek Jędraszewski, mówiąc o białych, którzy będą pokazywani w rezerwatach niczym Indianie.

Gender jest zresztą na tyle pojemny, że obejmuje nie tylko feministki, homoseksualistów, ale nawet walczących z przemocą w rodzinie. Wystarczy posłuchać rewelacji z ambon czy referatów ks. Dariusza Oko, by zrozumieć, że gender nie jest chorobą, ale zarazą, która niszczy zdrowe, polskie, katolickie społeczeństwo.

Po drugie, nie ulega wątpliwości, że Kościół, nie radząc sobie z pedofilią, chce ją przykryć walką z mityczną gender. Bo przecież gdyby nie ta gender, nie byłoby pedofilii. Dzieci nie „lgnęłyby" do księży – nie pchałyby się im do łóżek. Nie chcemy się tutaj znęcać nad licznymi kwiatkami myślowymi hierarchów na temat problemu pedofilii w Kościele. Najlepiej spuentował to pewien satyryk, który narysował dziecko w konfesjonale mówiące: „Rodzice się rozwodzą". Na co ksiądz mu odpowiada: „Przestań mnie kusić, ty mały zboczeńcu!".

Po trzecie, solidarne w złej reakcji na problem pedofilii okazały się także Kościoły mniejszościowe. Gdy redakcja kwartalnika protestanckiego „Pismo er" zapytała je o procedury postępowania w sprawach dotyczących pedofilii, de facto odpowiedział tylko Kościół luterański. Metodyści ankietę zignorowali (są albo Kościołem bez pedofilów, albo bez dzieci). Reformowany biskup Marek Izdebski przesłał list zawierający monosylaby, które z trudnością kryły niechęć do zajmowania się tą tematyką.

Generalnie niezależnie od wyznania liderzy kościelni okopali się w twierdzy i opowiadają nieprawdziwe rzeczy o negatywnej kampanii wobec religii, „walce z Kościołem" i owej demonicznej gender, popisując się brakiem wykształcenia i kultury osobistej. Ale dzięki temu unikają zajęcia się prawdziwym problemem – pedofilią wśród księży.

Po czwarte: nie spotkaliśmy nikogo, parafrazując słynne zdanie ks. Józefa Tischnera, kto straciłby wiarę po zapoznaniu się z teorią gender. Ale spotkaliśmy ludzi, którzy tracili wiarę po zetknięciu się ze swoim proboszczem czy biskupem. Nie chodzi nam bynajmniej o to, by Kościoły poprzez dialog nie krytykowały pewnych aspektów gender studies – bo mają do tego prawo, a ich krytyka mogłaby być nawet ciekawa.

Przykrywanie grzechów

Kościół w Polsce wybrał najgorszą z możliwych strategii obronnych. Bo nikt w kraju nad Wisłą nie da już wiary, że za pedofilię księży odpowiedzialna jest gender, a nie zła formacja kapłańska i korporacyjna zmowa milczenia wobec zła, jakim jest pedofilia. Nikt nie uwierzy, że ofiary przestępców w sutannach chcą oczernić Kościół, a nie odzyskać godność i zadośćuczynienie za krzywdy. I nikt też nie przystanie na to, że Kościół nie ponosi żadnej odpowiedzialności (moralnej i finansowej) za sytuację, gdy w zaparte udaje, że problemu nie ma. Albo gdy broni kolegów w urzędzie skazanych za przestępstwo pedofilii.

Jest sytuacją tragiczną, gdy Kościół Dobrą Nowinę Robotnika z Nazaretu wykorzystuje jako cep w ideologicznej walce. Walce nie z grzechem i niesprawiedliwością, ale z wrogiem, którego sam stworzył, by przykryć własne grzech i występek. Nie ma nic bardziej niszczącego i zniechęcającego ludzi do Boga niż przywoływanie Jego Imienia w złej i niepotrzebnej wojnie. Szczególnie w sytuacji, gdy ofiarami są nie dorośli mężczyźni, ale ci najmłodsi chrześcijanie, których rodzice oddawali z dobrą wolą w „troskliwe" kapłańskie ręce.

Jarosław Makowski jest filozofem, teologiem i publicystą. Kazimierz Bem jest teologiem, prawnikiem, pastorem kalwińskim pracującym w USA.

Kościół w Polsce ma duży problem. Tym problemem jest pedofilia. Do wczoraj wierni i biskupi żyli bowiem w przekonaniu, że polscy duchowni nie mogliby skrzywdzić dzieci. I że w związku z tym nie jest możliwe, by wykorzystywali seksualnie swoich podopiecznych. Sęk w tym, że wykorzystywali. Jednak wyparcie tej „złej nowiny" przez polskich hierarchów rzymskokatolickich było tak duże, że kompletnie – mimo jasnych wytycznych kościelnych – nie dają sobie rady z problemem.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Prawdziwy test dla Polski zacznie się dopiero po zakończeniu wojny w Ukrainie
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska