Radio dla bogatych

Wydaje się, że jedynym graczem, który na rozpoczętej w tak dalece nieprawidłowy sposób cyfryzacji może skorzystać, jest radio publiczne – pisze Grzegorz Czelej, senator PiS.

Publikacja: 01.01.2014 20:47

Grzegorz Czelej

Grzegorz Czelej

Foto: Fotorzepa, Jakub Kamiński

Red

Niedawno Polskie Radio rozpoczęło w Warszawie i w Katowicach nadawanie w całkowicie nowym systemie. Mało kto zwrócił na to uwagę, a szkoda, bo może to za sobą pociągnąć daleko idące konsekwencje, które dotkną wszystkich.

Niestety, niewiele o realnych problemach związanych z cyfryzacją radia dowiedzieliśmy się z tekstu Stanisława Jędrzejewskiego („Rz" 10.12.2013). Przewodniczący Rady Nadzorczej Polskiego Radia cieszy się bowiem, że PR nadaje już „w cyfrze", ale pomija milczeniem liczne wątpliwości i niejasności związane z tym krokiem.

Obok stosowanego od ponad półwiecza na falach ultrakrótkich, czyli UKF, systemu nadawania analogowego – FM, faktycznie od lat 80. istnieje również technologia cyfrowa. W kilku najzamożniejszych krajach europejskich, m.in. w Niemczech, Wielkiej Brytania i Skandynawii oba systemy współistnieją, jednak w większości państw Unii, a także w USA, nadal dominuje FM i nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie ten stan rzeczy miał się zmienić.

Metoda faktów dokonanych

Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji oraz władze Polskiego Radia podjęły jednak decyzję, by w ciągu dwóch lat uruchomić nadawanie cyfrowe we wszystkich miastach wojewódzkich, co będzie wymagać wydania dziesiątków milionów złotych z budżetu. Decyzję tę podjęto bez publicznej debaty, bez przygotowania ustawy, która regulowałaby cyfryzację radia, i bez przedstawienia strategii, która jasno określałaby – jak to było w przypadku telewizji – cele, sposób i harmonogram całego procesu. Co więcej, jak wynika z wypowiedzi Jana Dworaka, taka strategia w ogóle nie istnieje!

A sprawa nie jest błaha, bowiem całkowita cyfryzacja radiofonii pociągnęłaby za sobą ogromne koszty, które obciążyłyby praktycznie każda polska rodzinę. Aby odbierać radio cyfrowe, należy bowiem posiadać odbiornik działający w nowym systemie. Koszt przeciętnego to ok. 300 zł, a przecież w większości gospodarstw domowych znajdują się przynajmniej dwa: radio lub wieża w domu i odbiornik w samochodzie.

Ocenia się, że w Polsce działa ponad 40 mln radioodbiorników, zatem całkowity koszt ich wymiany to gigantyczna kwota 12 miliardów złotych, na którą musielibyśmy złożyć się wszyscy. Dziwi zatem, że KRRiT rozpoczyna działania o tak ogromnej skali i konsekwencjach bez opracowania i zaprezentowania spójnego planu. Wygląda wręcz na to, że Rada próbuje działać metodą faktów dokonanych. Jeśli bowiem rzeczywiście Polskie Radio uruchomi w całym kraju sieć nadajników cyfrowych, to rozpocznie w ten sposób proces, który ze względu na skalę i zainwestowane środki trudno będzie zatrzymać lub cofnąć. A nic nie wskazuje na to, by był on w ogóle konieczny.

Wbrew woli większości

O ile bowiem w przypadku telewizji istniał konsensus co do niewątpliwych korzyści, wynikających z cyfryzacji, o tyle wobec cyfryzacji radia zdania ekspertów są podzielone, a doświadczenie innych krajów nakazuje ostrożność, jeśli nie wręcz sceptycyzm. Na przykład w Wielkiej Brytanii po 18 latach nadawania cyfrowego i zaangażowania przez BBC poważnych środków w jego propagowanie nadal nie dociera ono do większości słuchaczy, a w Niemczech na blisko 140 mln odbiorników przypada zaledwie 2,5 mln cyfrowych.

W Polsce większość istniejących stacji jest stanowczo przeciwna rozpoczynaniu cyfryzacji i nie ma zamiaru przyłączać się do radia publicznego, ponieważ obawia się kosztów podwójnego nadawania - analogowego i cyfrowego przez wiele lat. Gdyby ten okres próbowano natomiast na siłę skrócić, wyłączając sygnał FM, wielu słuchaczy pozostałoby bez radioodbiorników, gdyż z badań wiadomo, że 25 proc. spośród nich jest gotowych zrezygnować ze słuchania radia, jeżeli musiałoby wymienić odbiornik. Tymczasem Michał Boni mówił o możliwości przymusowego zakończenia nadawania w systemie FM już za 7 lat.

Eksperyment na koszt społeczeństwa

Dla nadawców komercyjnych wizja poniesienia kosztów symultanicznego nadawania w dwóch systemach, a następnie utraty części słuchaczy, jest oczywiście trudna do zaakceptowania, gdyż równałaby się prawdopodobnie bankructwu części stacji. Natomiast Polskie Radio może sobie na koszt podatników na cyfrowy eksperyment pozwolić.

Zanim zaangażujemy się na większą skalę w proces cyfryzacji konieczne wydaje się zatem przeprowadzenie debaty i odpowiedzenie na kilka podstawowych pytań. Najpoważniejszym argumentem zwolenników cyfryzacji jest pluralizacja rynku - dopuszczenie do nadawania nowych programów. Jednak już teraz w większych miastach można odbierać po 20- 30 stacji. Czy to mało? Czy rynek reklam radiowych udźwignąłby w ogóle zwiększenie liczby stacji? Eksperci mają co do tego poważne wątpliwości. Cyfrowa dystrybucja programów przez rok kosztowałaby bowiem ponad 450 mln zł. Tymczasem cały rynek reklamy radiowej przynosi rocznie ok. 500 mln zł. Czy sam ten fakt nie poddaje w wątpliwość sensowności rozpoczynania całego procesu?

W dodatku, jak pokazał przebieg cyfryzacji telewizji, w procesie tym nie doszło do rzeczywistej pluralizacji rynku i dopuszczenia nań nowych podmiotów, lecz raczej do wzmocnienia pozycji koncernów, które już wcześniej na nim dominowały.

Drugi najważniejszy argument Jana Dworaka i KRRiT dotyczy braku pokrycia sygnałem FM terenu całego kraju. Zasięgu istniejących stacji nie da się zwiększyć, dlatego np. Programu 2 PR nie może obecnie słuchać 10 mln osób, a Radia Maryja 7 mln.

To oczywiście poważny problem, jednak eksperci zwracają uwagę, że coraz szybciej rozwija się radio internetowe i to ono właśnie może być przyszłością radiofonii. Zamiast zatem inwestować w niepewną technologię cyfrową, lepiej postawić na internet. Ma on w dodatku tę zaletę, że liczba nadających w nim stacji jest praktycznie nieograniczona – już teraz są ich w Polsce setki.

O co naprawdę chodzi?

Lista pytań jest znacznie dłuższa: Czy potrzebna jest specjalna ustawa o cyfryzacji radia? Czy decydować ma państwo, czy też może lepiej pozostawić ten proces do uregulowania samemu rynkowi np. na drodze porozumienia nadawców? Czy państwo powinno wymusić zakończenie systemu FM, co równałoby się odebraniu praw nabytych obecnym nadawcom? Czy o zawartości multipleksów powinna decydować KRRiT, czy rynek?  Czy radio publiczne ma być aż tak uprzywilejowane dzięki finansowaniu z budżetu, aby w procesie cyfryzacji uzyskać wyraźną przewagę nad innymi nadawcami i odebrać im słuchaczy? Czy zmiana technologii rzeczywiście da szansę na większy pluralizm, jeśli jednocześnie zagraża podstawom ekonomicznym części stacji? Czy radia lokalne są w ogóle zainteresowane cyfryzacją, skoro chcą trafiać raczej do mieszkańców (i reklamodawców) właśnie z danego miasta, a nie z całego kraju?

Skoro brak obecnie zgody co do najistotniejszych pytań o cel całego procesu, jego etapy i skutki, to najrozsądniejszym wyjściem wydaje się po prostu poczekanie aż rynek i rozwój technologiczny wskażą właściwy kierunek. Nie bez racji przecież Unia nie przyjęła dotąd, jak w przypadku telewizji, wspólnej strategii cyfryzacji. Skąd zatem pośpiech KRRiT i Ministerstwa Cyfryzacji? Dlaczego nie można poczekać z decyzjami, skoro istnieją tak poważne rozbieżności zdań?

Największe wątpliwości budzi w tej sytuacji stanowisko Jana Dworaka i KRRiT. Oto państwowa instytucja regulacyjna, który ma dbać o bezpieczny i zrównoważony rozwój rynku i o ład medialny, w którym brane będą pod uwagę interesy różnych stron, angażuje się całkowicie jednostronnie i niebezpiecznie ingeruje w równowagę rynku. W dodatku zamiast dbać o rzetelne prowadzenie debaty publicznej manipuluje danymi i wprowadza w błąd, np. nie informując wyraźnie, że faktyczne koszty cyfryzacji obciążyłyby całe społeczeństwo. Rodzi się zatem pytanie: o jakie interesy chodzi? Dlaczego Rada Jana Dworaka zdecydowała się wejść w tak ostrą konfrontację z nadawcami komercyjnymi?

Wydaje się, że jedynym graczem, który na rozpoczętej w tak dalece nieprawidłowy sposób cyfryzacji może skorzystać, jest radio publiczne. To samo, którego upolitycznienie sięgnęło dziś zenitu – wystarczy przypomnieć pamiętną, do dziś budzącą rozbawienie akcję „Orzeł może"...

Autor jest senatorem PiS z Lublina i wydawcą. Przewodniczy Komisji Kultury i Środków Przekazu Senatu RP.

Niedawno Polskie Radio rozpoczęło w Warszawie i w Katowicach nadawanie w całkowicie nowym systemie. Mało kto zwrócił na to uwagę, a szkoda, bo może to za sobą pociągnąć daleko idące konsekwencje, które dotkną wszystkich.

Niestety, niewiele o realnych problemach związanych z cyfryzacją radia dowiedzieliśmy się z tekstu Stanisława Jędrzejewskiego („Rz" 10.12.2013). Przewodniczący Rady Nadzorczej Polskiego Radia cieszy się bowiem, że PR nadaje już „w cyfrze", ale pomija milczeniem liczne wątpliwości i niejasności związane z tym krokiem.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?