Żeby Putinowi nic się nie stało - o stosunkach rosyjsko-niemieckich pisze Piotr Semka

Są sojusze, które choć formalnie nigdy ?nie zostają ogłoszone, to sprawdzają się ?w praktyce. Tak jest ze specjalnymi relacjami rosyjsko-niemieckimi, które nader dobrze znoszą obecny kryzys – pisze publicysta.

Publikacja: 24.07.2014 02:47

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński kkam Kuba Kamiński Kuba Kamiński

Na szczycie w Brukseli możemy obserwować działanie dwu różnych sojuszy. Jeden widoczny, ale faktycznie niezdolny do prowadzenia efektywnej polityki zagranicznej – to Unia Europejska. Drugi formalnie nieistniejący, ale działający z zaskakującą skutecznością – to sojusz Niemiec z Rosją.

Pierwszy sojusz nie był zdolny do wprowadzenia żadnych nowych sankcji wobec Kremla. Drugi zapobiegł ukaraniu Władimira Putina za zamordowanie blisko 300 osób lecących malezyjskim boeingiem.

Berlin broni Kremla

Jeśli we wtorek rano ktoś chciałby się założyć, czy Unia się zdecyduje w końcu na ostre kroki wobec Rosji, powinien przeczytać wywiad z Frankiem-Walterem Steinmeierem w niemieckiej bulwarówce „Bild". Szef dyplomacji Niemiec ogłosił, że sama zapowiedź nałożenia na Rosję sankcji odniosła skutek. „Sankcje odnoszą skutek, zanim jeszcze o nich zdecydowano: ucieczka kapitałów, załamanie gospodarki, listy z osobami podlegającymi restrykcjom – to wszystko ma już miejsce. Rosja już teraz płaci wysoką cenę za swoją politykę. Pomimo to konieczne jest dalsze zwiększenie presji" – powiedział Steinmeier. To ostatnie zdanie było jednak tylko niewiele znaczącym ozdobnikiem. Oprócz tego niemiecki dyplomata skrytykował pomysł bojkotu mistrzostw świata w piłce nożnej w 2018 roku w Rosji i uznał, że wysłanie wojsk ONZ na wschodnią Ukrainę jest nierealne bez zgody Moskwy. Rytualnie wezwał też Kreml do cofnięcia pomocy separatystom.

Wypowiedzi Steinmeiera idealnie się wpisują w politykę niemiecką od początku ukraińskiego kryzysu. Głoszą potrzebę zakończenia wojny, ale konsekwentnie uciekają od szans stworzenia realnych instrumentów nacisku na Rosję. Nawet unikający zwykle emocji portal TVN 24 opatrzył notkę o wywiadzie Steinmeiera tytułem: „Berlin broni Kremla?".

Jeśli więc Rosji upiekło się pięć dni po zgładzeniu blisko 200 obywateli Unii Europejskiej, to szansa na dolegliwe sankcje się oddaliła w niesprecyzowaną przyszłość.

Putinofilia kwitnie

Czy Niemcy są w swoim lęku przed rozdrażnieniem rosyjskiego misia samotne? Nie. Putinofilia kwitnie we Włoszech, paraliżuje Francję oraz tak dziś upokarzaną Holandię. Nawet najbardziej zdecydowana w tonie Wielka Brytania, jak wychodzi na jaw, także wciąż zaopatruje Putina w broń.

To wszystko prawda. Sęk w tym, że obecna pozycja Niemiec jest w Europie nieporównywalna z żadnym innym państwem. To RFN już w dziesięć lat po zjednoczeniu (przy okazji sporu o wojnę z Irakiem w 2003 roku) zaczęło oddalać się od sojuszu z USA. To Niemcy stworzyli projekt rury bałtyckiej i to oni są najmocniej zaangażowani w rozbudowę rosyjskiej infrastruktury wojskowej. To za Niemcami zresztą snuje się cień polityki Rapallo. I dlatego odpowiedzialność za brak inicjatywy UE spada w największym stopniu właśnie na Niemcy.

Ciekawe też, że w każdej innej sprawie – od zasad dyscypliny finansowej poczynając, na decyzjach o obsadzeniu władz Unii kończąc – Angela Merkel w pełni korzysta ze swej przywódczej roli. W kwestii kryzysu ukraińskiego nie robi jednak prawie nic.

To „nic" opakowywane jest rzecz jasna w różne, niekiedy efektowne gesty – od gromów rzucanych w Bundestagu na politykę Rosji po wysłanie paru myśliwców na pomoc w patrolowaniu nieba nad państwami bałtyckimi. Kiedy jednak Rosja może zostać ugodzona, zaczyna działać logika strategicznego sojuszu z Kremlem.

Tak było choćby po agresji Putina na Krym. Niemcy wylansowały wtedy politykę „deeskalacji". Do dziś polega ona na nieustannym dawaniu Rosji kolejnych szans i zabawie w tworzenie list person non grata, którym i tak najlepiej w Moskwie. Ciągłe rozmowy telefoniczne Angeli Merkel z Władimirem Putinem może i miałyby sens, gdyby zmieniały taktykę Rosji. Jednak Kreml wcale nie łagodnieje, a pogaduszki pani kanclerz z carem Rosji na Maracanie bardziej się kojarzą z ustalaniem wspólnej strategii niż z oburzeniem na prześladowcę Ukrainy.

Angela Merkel potrafi w pełni korzystać ze swej przywódczej roli w UE. W kwestii kryzysu ukraińskiego nie robi jednak prawie nic

Rosja mogła raz zostać skonfrontowana z nieprzyjemną zmianą sytuacji geostrategicznej – wtedy, gdy Radosław Sikorski zaproponował umieszczenie w Polsce na stałe dwóch brygad paktu północnoatlantyckiego. Ale reakcja Franka-Waltera Steinmeiera była błyskawiczna. – Nie sądzę, by minister Radosław Sikorski rzeczywiście mówił, że jest możliwe stacjonowanie w Polsce oddziałów NATO, zwłaszcza w takich rozmiarach. Sądzę, że wie, że stoi to w sprzeczności z porozumieniami zawartymi między NATO a Rosją – oznajmił Steinmeier. Szef niemieckiej dyplomacji był wtedy zaskakująco szybki i pryncypialany. Występując przeciw stałym bazom paktu północnoatlantyckiego w Polsce i krajach bałtyckich, Berlin wyżej postawił tracące aktualność umowy z Rosją niż poczucie bezpieczeństwa swoich sojuszników z Unii i NATO.

Mina pod paktem

Starzy mistrzowie dyplomacji od Metternicha po Bismarcka rozróżniali sojusze formalne i realne. Te ostatnie poznajemy po ich skuteczności w sytuacjach kryzysowych. My, Polacy, pamiętamy fasadowy sojusz naszego kraju z Francją i Wielką Brytanią w 1939 roku mimo podpisanych traktatów. Są jednak sojusze, które choć formalnie nigdy nie zostają ogłoszone, to sprawdzają się w praktyce. Tak jest ze specjalnymi relacjami rosyjsko-niemieckimi, które zaskakująco dobrze znoszą obecny kryzys.

Gdy w latach 1989–1990 trwał proces zjednoczenia Niemiec, niemieccy publicyści rozpraszali obawy przed wzrostem siły swego kraju, wskazując, że RFN jest już tak mocno zakorzeniona w zjednoczonej Europie, że nie ma szans na samodzielną lub hegemonistyczną politykę. Dziś widać, że bywa zupełnie inaczej.

Najlepszym bodaj dowodem na zmianę politycznej tożsamości Niemiec jest wlokący się spór Berlina i Waszyngtonu o podsłuchy. CIA być może naprawdę słucha rozmów niemieckich polityków – nie jest to jednak nielojalność wobec przyjaciół, lecz efekt oceny, z której wynika, że Niemcy są już w sojuszu stanowiącym dla USA potencjalne zagrożenie. Gdy jeszcze dodamy do tego skargi, że RFN toleruje wielu szpiegów rosyjskich, zmiana politycznych zwrotnic stanie się jeszcze bardziej widoczna.

Dla Polski uznającej NATO za kluczowy element swego bezpieczeństwa to zła wiadomość. Antagonizm między Berlinem a Waszyngtonem może z czasem rozsadzić pakt północnoatlantycki.

Ktoś z czytelników może wskazać, że przecież niemiecka prasa pełna jest tekstów wyrażających zaniepokojenie biernością Europy. Czytam je z uwagą i uznaniem. Ale te cenne głosy nie wpływają na politykę Niemiec. Politykę, w której prorosyjskie gesty Steinmeiera są firmowane przez kanclerz Angelę Merkel. Politykę, w której skrajnie rusofilskie poglądy wyrażają tak różni politycy, jak Peter Gauweiler, wiceszef konserwatywnej CSU i lider SPD Sigmar Gabriel. Chadek Gauweiler głosi, że aneksja Krymu do Rosji nie jest sprzeczna z prawem, a socjaldemokrata Gabriel oburza się na niejasne sugestie szefowej resortu obrony Ursuli van den Leyen na temat stałych baz sił NATO na wschodniej granicy paktu.

Bardzo rzadko można znaleźć w  niemieckiej prasie refleksję, że oddalanie się Niemiec od Ameryki musi pchnąć ten kraj ku Rosji.

Unia na śmietniku

– Co realnie wynika z faktu, że paszporty obywateli państw unijnych noszą nadruk European Community? – pytał niedawno Paweł Kowal z Polski Razem. Bliskim ofiar tragedii na Ukrainie siła Unii nie przyniosła nic. Szczątki ich dzieci poniewierała przez parę dni grupka bandziorów korzystających z protekcji Rosji. Jeszcze wczoraj delegat OBWE donosił, że na polach pod Grabowem gniją resztki ciał w workach. Zdjęcie z nieogolonym żołdakiem, który z kałasznikowem w ręku i petem w zębach wymachuje pluszową zabawką dziecka zamordowanego przez  jego kompanów, to najlepsza ikona bezsilności Europy wobec Putina. Trudno znad Wisły ze spokojem patrzeć na taką politykę, jak z salonu krzywych luster.

Jaka jest współodpowiedzialność Niemców za bezkarność Rosji? Gdy Berlinowi jest wygodnie, wtedy demonstruje ambicje światowego gracza w polityce. Potrafi snuć plany obrony szlaków morskich dla swoich statków, ale dziwnym trafem nie potrafi znaleźć sposobu na powstrzymanie Putina.

Jakiś czas temu Wiesław Wawrzyniak, były korespondent w Niemczech, tak oto krytykował moją tezę o faktycznym sojuszu Berlina i Moskwy. „Pisanie o »sojuszu rosyjsko-niemieckim po 1991 roku« jest intelektualnym nadużyciem (...). U podstaw sojuszu leżą umowy, zasady, a tu mamy najwyżej do czynienia z zabiegami, kuszeniem Niemiec przez Rosję i Putina. I ze skrywaną nadzieją niemieckiej gospodarki, przemysłowców na zrobienie »wielkiego interesu« z Rosją" – pisał publicysta w tekście „Skołatana dusza polskiego konserwatysty" ( „Rz" z 19 maja 2014).

Cóż, można twierdzić, że bez formalnych traktatów nie ma sojuszy. Ale ostatnie miesiące przyzwyczaiły nas do wojsk bez dystynkcji, wojen bez wypowiedzenia wojny i baterii rakiet najwyższej klasy, do których nikt się nie przyznaje. Dlaczego nie miałoby więc być sojuszy bez śladu w żadnych dokumentach? A może to właśnie ten sojusz, którego nie ma, sprawił, że wspólna polityka Polski, Niemiec i Francji wobec Ukrainy się roztrzaskała?

Polityka to sztuka faktów. A faktem jest, że ktoś pilnuje, by Putinowi nic złego się nie stało.

Autor jest publicystą ?„Tygodnika Do Rzeczy"

Na szczycie w Brukseli możemy obserwować działanie dwu różnych sojuszy. Jeden widoczny, ale faktycznie niezdolny do prowadzenia efektywnej polityki zagranicznej – to Unia Europejska. Drugi formalnie nieistniejący, ale działający z zaskakującą skutecznością – to sojusz Niemiec z Rosją.

Pierwszy sojusz nie był zdolny do wprowadzenia żadnych nowych sankcji wobec Kremla. Drugi zapobiegł ukaraniu Władimira Putina za zamordowanie blisko 300 osób lecących malezyjskim boeingiem.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?