Czy jest się czego obawiać, jeżeli protestujące grupy paraliżują prace miasta? Policja od czasu do czasu kieruje na demonstrantów gaz łzawiący, zdarzają się przypadki używania siły. Jest ich niewiele i na zdjęciach krążących w mediach społecznościowych widać także, że funkcjonariusze potrafią mieć ludzkie odruchy. A to z protestującymi porozmawiają, razem się pośmieją, pomogą nawet przy przemyciu oczu podrażnionych gazem. Parasolowi rewolucjoniści (parasol jest głównym symbolem rewolucji) osłaniają policjantów przed deszczem, który w Hongkongu przychodzi znienacka i pada prawie codziennie.
Głosy rozsądku i krytyki
Sytuacja komentowana jest różnie. Ostatni gubernator Hongkongu ze strony brytyjskiej, Chris Patten na łamach dziennika South China Morning Post, namawia do „otwartych i szczerych" konsultacji pomiędzy oboma stronami sporu. Twierdzi, że jedynie dialog jest sensownym sposobem na osiągnięcie postępu w obecnej sytuacji, wierzy w możliwość osiągnięcia konkretnego kompromisu. Konsul generalny Stanów Zjednoczonych w HK, Clifford Hart na swoim facebookowym profilu podkreśla fakt, że taki dialog byłby łatwy do rozpoczęcia, ponieważ wszystkim w państwie zależy na utrzymaniu powszechnego do tej pory dobrobytu. Pekin z kolei nie chce słyszeć o żadnych ustępstwach i komentuje demonstracje ostro nie robiąc nikomu nadziei na jakikolwiek kompromis. Według chińskiego rządu protestujący od początku skazali siebie na niepowodzenie. Władza centralna podtrzymuje stanowisko, że nie zgodzi się na żadne ustępstwa.
Blokujący centrum miasta ludzie zmusili władze do chwilowego zamknięcia urzędów w piątek. Pracownicy dostali zalecenie wykonywania swoich obowiązków z domów, żeby uniknąć barykad ustawionych na ulicach. Wiadomo także, że burmistrz miasta, CY Leung nie zgodził się na podanie do dymisji, ale wciąż oddaje do dyspozycji swojego zastępcę, by można było z nim prowadzić negocjacje. Według ustaleń brytyjsko-chińskich z 1997 roku Hongkong po przejęciu pod jurysdykcję Pekinu uzyskał „wysoki stopień autonomii" na 50 lat. Zanim świat i przede wszystkim mieszkańcy miasta przekonają się, co stanie się po upływie tego czasu w 2047 roku, kwestia zbliżających się wyborów na następcę Leunga w 2017 roku ma kluczowe znaczenie. Władza utrzymuje, że demokratyczne zasady głosowania gwarantujące każdemu odrębny głos są standardem, od którego się nie odejdzie. Problemem pozostaje grupa kandydatów, na których w Hongkongu będzie można te głosy oddawać.
Jakie są prognozy?
Jak na razie mają być wierni Pekinowi, a przynajmniej nie krytykować władzy z kontynentu. W praktyce oznacza to, że przedstawiciele opozycji nie mają szans nawet na stanięcie do wyborów. Skoro demonstrujący walczą właśnie o jednakowe prawa także dla tych, którzy nie myślą tak jak chciałaby komunistyczna partia, czy oznacza to, że jest się czego obawiać odnośnie ekonomicznej przyszłości państwa? Według głównego ekonomisty Azjatyckiego Banku Rozwoju, Shang-Jin Weia, nie ma powodów do obaw. Na pewno nie, gdy protesty szybko się skończą. Nadchodzące lata mogą okazać się nawet lepsze od dotychczasowych, ponieważ region Azji Południowo-Wschodniej będzie w stanie zyskać wiele na przedłużających się kłopotach gospodarczych Japonii i UE oraz skorzystać z powracającej do formy Ameryki. Prognoza ABR zakłada rozwój o 6,2 proc. azjatyckich państw regionu w 2014 roku.
Żeby Hongkong mógł zatrząść światem, protesty musiałyby trwać o wiele dłużej. Na razie są wciąż lekką dezorganizacją działania miasta, a nie jego ciągłym blokowaniem. Sferą, na którą sytuacja z parasolami w tle wpłynie najmocniej, będzie na pewno nastawienie chińskich turystów na odwiedzanie Hongkongu. Mniejszy popyt na tamtejsze dobra luksusowe spowodowało obniżenie tegorocznych szacunków wzrostu z 3,5 do 2,5 proc. Ale według analityków kolejnych obniżek obecne zamieszanie już nie wywoła.