Ustawa z 10 kwietnia 1974 r. o ewidencji ludności i dowodach osobistych, której przepisy wciąż stosowane są w administracji, przewiduje w art. 5 obowiązek zameldowania się pod adresem miejsca stałego pobytu. Przepis ten źle się kojarzy części społeczeństwa, gdyż w okresie PRL do meldunku przywiązywano ogromną wagę, a jego realizację wymuszano surowymi karami. Przejęto tu bowiem rozwiązania z ZSRR. Kontrola ruchu ludności była ważnym elementem systemu totalitarnego, który ograniczał obywatelom prawo do swobodnego przemieszczania się. Doszło wręcz do tego, że administracyjna rejestracja pobytu pod danym adresem zaczęła być utożsamiana przez społeczeństwo z prawem pobytu tamże.
Nic więc dziwnego, że w okresie minionych 25 lat obowiązek meldunkowy spotkał się z wieloma słowami krytyki tak ze strony rozmaitych libertarian, uznających to za przesadną ingerencję w wolność osobistą, jak i zwolenników rozwiązań zachodnich. Zapewne dla części naszych liberałów niedoścignionym wzorem jest Wielka Brytania, gdzie nie trzeba nawet posiadać dowodu osobistego. Polski rząd wsłuchał się w głos ludu i wkrótce zlikwidowany ma być obowiązek meldunkowy. Rejestry mieszkańców i cudzoziemców znikną z urzędów.
Jest z czego się cieszyć? Ale tylko do czasu, kiedy uzmysłowimy sobie, jak bardzo obowiązek meldunkowy ułatwiał funkcjonowanie administracji i zwykłym obywatelom. Bardzo wiele przepisów prawnych uzależnia bowiem właściwość organów administracji i sądowych od miejsca zamieszkania strony. Przykładowo: pozew należy składać do sądu, w którego okręgu mieszka pozwany i wskazać jego adres zamieszkania (art. 27 k.p.c.). Przepis prosty, ale jak udowodnić, że się stale przebywa pod danym adresem? Dziś wystarczy pokazać dowód osobisty albo zaświadczenie z urzędu gminy. Niedługo strony będą zmuszone udowadniać to w inny sposób. Bez żadnej gwarancji, że przekonają sąd, że istotnie dany adres jest poprawny. To będzie zachęta dla rozmaitych kombinatorów, aby składając pozew, podawać nieprawdziwy adres, licząc na tzw. doręczenie zastępcze i wydanie wyroku zaocznego, albo też pozwani będą udowadniać, że pod danym adresem wcale nie zamieszkują. W sprawach karnych brak stałego miejsca zamieszkania stanowić może przesłankę do orzeczenia tymczasowego aresztowania względem podejrzanego (art. 258 k.p.k.). W tzw. starych sprawach sądowych, czyli trwających wiele lat, adresy świadków sądy ustalają dzięki obowiązkowi meldunkowemu, bo figurujące w aktach są już nieaktualne. Teraz tej możliwości nie będą już miały. Albo weźmy tak częste spory o to, czy dana osoba ma prawo przebywać w danym lokalu czy nie. Wielokrotnie zdarza się przecież, że ktoś wraca z pracy lub podróży i zastaje w swoim mieszkaniu zamki wymienione przez współmałżonka, współwłaściciela lub nawet dzikiego lokatora. Obecnie wystarczy okazać policji dowód osobisty z miejscem zameldowania i funkcjonariusze przyjmują domniemanie, że dana osoba ma prawo pod danym adresem przebywać. Jęśli nie będzie tych informacji ani w dokumencie, ani w rejestrze, przekonanie kogoś, że istotnie zostało się bezprawnie usuniętym z lokalu, będzie bardzo utrudnione. Podejrzewam, że nieraz policja uzna inne dowody za niewystarczające i poradzi wyzutemu z posiadania skierowanie sprawy do sądu cywilnego...
I tak dalej. Nie będę szerzej omawiał problemów samorządu z ustalaniem liczby mieszkańców, osób uprawnionych do głosowania czy też kontroli dzieci objętych obowiązkiem szkolnym. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 27 maja 2002 r. (sygn. akt K 20/01). W wyroku tym sędziowie uznali, że obowiązek meldunkowy jest instytucją wynikającą z konstytucyjnej klauzuli porządku publicznego. Jest przy tym ściśle związany z ochroną praw interesów jednostki. Dzięki niemu możliwe jest prawidłowe wykonywanie funkcji przez organy władzy publicznej oraz ochrona interesów i praw osób zainteresowanych. Ewidencja ludności służy więc rejestracji stanu faktycznego, a nie prawnego. Może jednak stanowić podstawę do przyjęcia domniemań wynikających z prawa cywilnego, że dana osoba przebywa pod danym adresem oraz że jest to zgodne z prawem.
Zwrócić pragnę uwagę, że zwolennicy zniesienia obowiązku meldunkowego bagatelizują powyższe zastrzeżenia, mówiąc, że na cele sądowe i administracyjne powstać mogą przecież oddzielne rejestry adresowe. Wtedy pisma sądowe i administracyjne będą pozostawiane w aktach ze skutkiem doręczenia. Postawa taka jest moim zdaniem nie do przyjęcia. Polscy obywatele nie są tak zdyscyplinowani, aby prewencyjnie wpisywać się do baz adresowych. Zresztą, chociażby i wpisało się 90 proc., to pozostanie i tak duża grupa, która będzie padać ofiarą doręczeń zastępczych wyroków i decyzji administracyjnych.
W każdym razie wciąż jeszcze mamy czas na refleksję nad zasadnością likwidacji meldunku. Owszem, jego komunistyczny rodowód jest nieprzyjemny, ale nie da się zaprzeczyć, że ułatwia on funkcjonowanie w społeczeństwie.