Okazało się, że Czesi nie dali się zwieść pacyfistycznej retoryce Babiša, miliardera i jeszcze niewiele ponad rok temu premiera. Sam przyznał zresztą w ostatniej chwili przed drugą turą wyborów (odbyła się w piątek i sobotę), że najbardziej z kampanii żałuje, że dał się wciągnąć w rozważania o wysyłaniu „dzieci Czechów i Czeszek” na wojnę.
Zarzucał Pavlovi, że on jako prezydent wciągnie Czechy w wojnę, ale długo miał na myśli tę w Ukrainie. Przyciśnięty przez dziennikarza w czasie debaty telewizyjnej w ostatnią niedzielę przyznał, że nie zgodziłby się na wysłanie czeskich wojsk także do obrony sojuszników z NATO, Polski czy któregoś z państw bałtyckich, jeżeli Rosja by je zaatakowała.