Otóż na pewnym – ale w sumie raczej niepewnym, choć rozległym – podwórku chłopaczyska były skłócone i chętne do bitki. Na wschodnim krańcu rozsiadł się dumny ze słowiańskiego imienia Wołodymir, podobno najsilniejszy, więc wszyscy obawiali się jego legendarnych uderzeń pięścią albo czymś gorszym. Na początek starł się z najbliższym sąsiadem, srodze go szarpiąc, ale sam też oberwał, choć bynajmniej nie przewidywał tak dzielnego oporu. Sąsiedzi próbowali wesprzeć napadniętego w nadziei, że wspólnie poradzą sobie z chuliganem. Ten jednak wrzasnął: „wynocha, bo zaraz puszczę w ruch moją niezawodną pięść!”. Więc sąsiedzi – wystraszeni sławą legendarnej broni – trochę ponarzekali, coś tam uchwalili i wycofali się każdy do swego kąta.

Ale napastnik, skoro tylko zasmakował zwycięstwa, zapragnął sięgnąć po więcej. „Hej ty!” – zawołał do najbliższego sąsiada po zachodniej stronie. „Hej ty, warszawiak! Warszawa była kiedyś moja, więc ją oddawaj, bo inaczej…” – no i osiągnął, co zamierzał, bo nikt już nie chciał przyjść z pomocą, wszyscy się wymigiwali, jeden bólem głowy, inny paluszka, a najmocniejszy z sojuszników stwierdził, że kiedyś bił się ostro z pradziadkiem Wołodymira i teraz paraliżują go wyrzuty sumienia. Więc chuligan wzmocniony kolejnym sukcesem postanowił pójść na całość i zaatakował najmocniejszego: „W Berlinie była kiedyś moja posłuszna kolonia! Przynajmniej częściowo! Więc wynoś się, bo już uruchamiam morderczą pięść!”. Było trochę zamętu i daremnej szarpaniny. Dalej poszło już łatwiej.

Czytaj więcej

Ekspert: Jak przygotować się na wypadek ataku na Polskę?

Musiało więc dojść do starcia z sąsiednią posesją. „Zobaczycie, jak was zniszczę moją niezawodną bronią!” – wrzeszczał podwórkowy bandyta, ale napadnięty wyciągnął swoją, jeszcze skuteczniejszą. I dopiero wtedy okazało się, że biedny Wołodia żadnej cudownej broni nie posiada, a jego legendarna pięść dawno uschła z nieużywania, ale też i z biedy. Tylko że w Warszawie, Berlinie, Paryżu i paru innych miejscach zdążył się już rozsiąść.

Tę nieprawdziwą bajędę dedykuję tym, którzy poważnie traktują nuklearne groźby Putina.