W 2014 roku komisarz praw człowieka w Radzie Europy Nils Muižnieks sprzeciwił się potępieniu praktyki zabijania dzieci, które urodziły się żywe podczas późnej aborcji, twierdząc, że nie jest to częścią jego mandatu. Nie wyraził także zgody na przyjęcie organizacji pozarządowych, które chciały uwrażliwić go na ten temat, przedstawiając kompletną dokumentację w tym zakresie.
Dziś wspomniany polityk atakuje polskie prawo dotyczące aborcji. W swoim raporcie z przeprowadzonej w Polsce inspekcji, który został opublikowany 15 czerwca, „wzywa polskie autorytety do przezwyciężenia wszelkich przeszkód, które wciąż uniemożliwiają korzystanie przez kobiety z legalnej i pewnej metody przerywania ciąży", a także zachęca „do zaprzestania karania w dalszym ciągu za aborcję".
Muižnieks wyraził również zaniepokojenie z powodu tego, że duża część polskich lekarzy wykorzystuje swoją wolność sumienia, aby odmówić udziału w aborcji. Według komisarza polski rząd powinien wreszcie się temu przeciwstawić. Wyraża także żal, że procedura sztucznego zapłodnienia i aborcja dzieci niepełnosprawnych nie są łatwiejsze. I wreszcie martwi go inicjatywa referendalna podniesiona przez kilkadziesiąt tysięcy Polaków, którzy zaproponowali prawo mające na celu ograniczenie wykonywania aborcji.
Przy czym ułatwienie aborcji byłoby, zdaniem komisarza, czymś niewystarczającym. Muižnieks zaleca również poszerzenie dostępu do antykoncepcji. Nie jest niespodzianką, że to także on promuje edukację seksualną w perspektywie gender od najmłodszych lat.
Tymczasem Polska czerpie swoją siłę z tradycyjnej kultury i demografii; dokładnie to jest przedmiotem weryfikacji w niniejszym raporcie, który promuje chorobliwą i samobójczą koncepcję praw człowieka i Europy.